sobota, 24 maja 2014

8. Eight.

8. "Drzwi otworzyły się i natychmiastowa obecność kogoś innego uspokoiła mnie.

*Justin*

Dlaczego nie mogę po prostu powiedzieć Scarlett dlaczego zrobiłem to, co zrobiłem? Może wtedy byłbym w stanie z nią porozmawiać. Ale z drugiej strony, to bardzo ryzykowne. Ona mogłaby uznać to za bardzo głupi powód do podejmowania tak idiotycznej decyzji, jaką było udawanie śmierci, by od niej uciec. To było naprawdę, ale nie mogłem po prostu z nią zostać po tym co się stało. Po tym, co on mi powiedział.
Ale dzień po dniu coraz bardziej odcinam się od mojej żony i coraz bardziej przywiązuję do Scarlett--bez niej nawet nic nie robiącej. Małe rzeczy, takie jak jej kontakt wzrokowy ze mną, albo jeszcze lepiej, uśmiechanie się do mnie. To wszystko po prostu sprawia, że jestem szczęśliwy-- nie, szczęśliwy to za mało. Nie mam słów, żeby opisać, jak bardzo kocham uczucie posiadania jej znów obok siebie. Wiedząc, że za chwilę przejdzie przez te biurowe drzwi, mając na sobie sukienkę, która idealnie opina jej kształty, posyłając mi ten perfekcyjny uśmiech, kiedy będzie mnie witała, trzymając pracę, którą wykonała.
Dlaczego każda mała rzecz, którą robi podnieca mnie tak bardzo? Przez całe trzy lata nie widziałem jej, ewentualnie na starych zdjęciach, lub tych, które widziałem podczas stalkowania jej przez Internet. To kontakt, jaki miałem z nią przez ostatnie trzy lata. Teraz jest naokoło mnie, codziennie. Poważnie, po prostu nie rozumiesz uczucia, które ona u mnie wywołuje. Ja sam go nie rozumiem.
Drzwi otworzyły się i natychmiastowa obecność kogoś innego uspokoiła mnie.
- Dzień dobry, panie Bieber. - powiedziała Scarlett zbliżając się do mojego biurka. - Mam te papiery, o które prosiłeś. Są dla Ciebie, do wypełnienia. Oh, i dekoracje na 57. rocznice Aero Controls są prawie gotowe na jutrzejszy wieczór. Pan West chciał, żebyś sprawdził je, żeby zobaczyć czy wszystko jest na miejscu. Ja już je widziałam i myślę, że będziesz zadowolony. - delikatnie umieściła kilka folderów na moim biurku.
Pochyliłem się i uśmiechnąłem do niej, choć ona tego nie zauważyła, ponieważ była zajęta patrzeniem na te foldery i porządkowaniem ich.
- Nigdy nie przestaje mnie pani zadziwiać, panno Jones.
Spojrzała na mnie, a jej policzki lekko się zaczerwieniły.
- Wie pan, że zawsze się staram, panie Bieber.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, dopóki ona nie przerwała tego.
- Pójdę zrobić Ci kawę. Wydaje się, że długi dzień przed Tobą.
Mówiąc to opuściła pomieszczenie.
Rzeczy, które ta dziewczyna może zrobić z człowiekiem, przez bycie blisko mogłyby Cię zdziwić.
Szczerze mówiąc, nie jestem jedynym facetem w biurze, którego do niej przyciąga. Prawie każdemu kolesiowi się podoba. Ale jest jeden, który nie może usiedzieć w miejscu.
Danny Villenueva.
Oczywiście, nie mam się czym martwić, ponieważ Scarlett wciąż coś do mnie czuje, ale on się do niej przybliża i on ma tu dobrą reputację. Wspaniały dżentelmen, w którym kocha się wiele dziewczyn tutaj, ale on nie zwraca uwagę na żadną z nich. Jest miły, przyjazny i bardzo inteligentny- coś jak ja. To pierwszy przypadek, gdzie ktokoliwek widzi go podchodzącego bliżej do jakiejś kobiety w tej firmie. I powiem Ci, nie jestem zadowolony z tego, że tak go przyciąga do mojej kobiety.
Dobrze, technicznie to nie moja kobieta, ale jeśli nie poślubiłbym Alexandry, to tak by było. Dlaczego czuję się jak cholerny oszust? Czy powinienem mieć takie odczucie?
Szczerze, to najbardziej skomplikowana sytuacja, przez jaką przechodziłem. Nie mogę nawet pozbierać tego razem, więc nawet nie chcę wiedzieć jak Scarlett się teraz czuje.
Jedno jest pewne, ona prawdopodobnie myśli, że to wszystko jej wina, co nie jest prawdą. To wszystko moja wina, za to, że zrobiłem czego nie chciałem zrobić. Mój błąd, za wiarę w to, że zostawienie jej było najlepszym, co mogłem zrobić.
Więc, jeśli ona będzie mnie przeklinać i mówić jakim draniem jestem, nie będę walczył. Ponieważ to wszystko jest prawdą.
- Oto pańska kawa, panie Bieber. Czarna, z trzema łyżeczkami cukru, taka jaką pan lubi.  - powiedziała Scarlett tak szybko, jak weszła do biura.
Udała się do mojego biurka i delikatnie położyła na nim kubek gorącej kawy.
- Dziękuję panno Jones.
- Proszę bardzo. - uśmiechnęła się do mnie zanim podeszła do drzwi.
- Oh, i panno Jones.
- Tak? - Scarlett odwróciła się patrząc na mnie.
- Będziesz jutro na rocznicy firmy, tak?
Ujrzałem lekki uśmiech w kąciku jej ust, gdy próbowała powstrzymać pełny uśmiech.
- Nie mogłabym tego przegapić.
________________________________________________________________

*Scarlett*

Więc, on chce żebym była na tej imprezie. Chce żebym była naokoło niego. Lub po prostu chce pokazać wszystkim swoją nową asystentkę. Ale zważając na słowa, które powiedział kilka dni temu powiedziałabym, że chce mnie wokół siebie.
On prawdopodobnie pragnie mnie tak bardzo, jak ja jego. Prawdopodobnie.
To zabawne, jak moja niepewność zmniejszyła się w tak krótkim czasie, tylko przez jego obecność. Czuję się kochana, tak jak kiedyś. Potrzebna.Tylko Justin Bieber może tak na mnie działać.
To teraz bardzo potrzebne, by powiedzieć, że on jest moją słabością-- jeśli to nie było wsytarczająco jasne.
Mój telefon zawibrował na moich kolanach wyrywając mnie z zamyślenia. Przejechałam palcem po ekranie i byłam bardzo zaskoczona widząc wiadomość od Ryana.
Od: Ryan
Hej Scar. Chcesz się spotkać?
Do: Ryan
O 23? Jesteś pewny, że chcesz się spotakć o tej godzinie?
Od: Ryan
Tak. Seattle jest spokojniejsze nocą. Spotkajmy się naprzeciwko parku, niedaleko Ciebie.
Cóż, nie sądzę, że zgodziłam się na jego propozycję, ale nie widzę powodu, żeby nie iść. Więc wstałam i podeszłam do mojej szafy poszukując ubrania na spacer po Seattle.
Dlaczego dokładnie? Nie mam żadnej odpowiedzi. Wiem tylko, że muszę odpocząć, bo wyjścia z Ryanem są zabawne.
W końcu wychodząc z budynku udałam się do parku, w nie mniej niż dziesięć minut. Noce w Seattle były lepsze niż te w Stratford, co nie było zaskakujące.
Gdy dotarłam do parku, uśmiechnięty Ryan podszedł do mnie i przywitał mnie bardzo ciepłym i przyjemnym uściskiem. To, że jest wyższy ode mnie, sprawiło to lepszym.
- Hej Ry. - uśmiechnęłam się.
- Hej. Chodźmy na spacer. - powiedział Ryan trzymając na mnie rękę.
Szybko owinęłam swoją ręke wokół jego ramienia i zaczęliśmy nasz spacer-- praktycznie nie wiedziałam gdzie idziemy. Jestem pewna, że Ryan też nie.
Dlaczego teraz ten spacer brzmi jak całkiem zły pomysł?
    ***
- Poproszę gorącą czekoladę. - powiedział Ryan do pięknej hiszpanki pracującej w Starbucks.
- Poproszę to samo. - powiedziałam, gdy spojrzała na mnie.
- To będzie $6.50. - odpowiedziała uśmiechając się.
Akurat gdy wyciągałam portfel, ujrzałam Ryana wręczając jej dziesięć dolarów.
- Mogę za siebie zaplacić. - cicho syknęłam.
- Cóż, ja jestem tym, który wyciągnął Twój tyłek o 23, ponieważ potrzebuję przyjaciela do rozmowy. Więc myślę, że mogę Ci kupić gorącą czekoladę. - odpowiedział z uśmieszkiem.
Zaśmiałam się, gdy Ryan wziął resztę i ujrzałam lekki odcień czerwieni na twarzy hiszpanki, gdy Ryan się do niej uśmiechnął.
Tak, miał ten wpływ na kobiety. Ryan to bardzo uroczy człowiek.
Staliśmy przy ladzie czekając na nasze gorące czekolady, wiedząc, że nie będzie to długo trwało. I tak było, nasze filiżanki z płynną czekoladą prawie od razu pojawiły się przed nami.
Podeszłam do stolika przy oknie i Ryan dołączył do mnie.  Zajęliśmy nasze miejsca  i siedzieliśmy tam całkiem długo, w tej niezręcznej ciszy. To sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać dlaczego Ryan wziął mnie tutaj o takiej godzinie. To znaczy, znam Ryana tylko kilka tygodni i już mogę powiedzieć, że on nigdy by tego nie zrobił. O takiej godzinie, byłby prawdopodobnie w hotelu z kimś obcym-- kobietą oczywiście-- kogo poznał w klubie. Ale on siedzi tutaj ze mną, popijając gorącą czekoladę w Starbucks.
- Ryan... Dlaczego tu jesteśmy? - zapytałam, moja twarz była śmiertelnie poważna.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się - Czy facet nie może po prostu przyjść na czekoladę ze swoją przyjaciółką?
- Nie. - odpowieziałam ostrym tonem, wciąż taka poważna, jak wcześniej.
Ryan westchnął, odkładając filiżankę na stoliku.
- Posłuchaj, zaczynasz mieć wpływ na Justina.
Czekaj. Stop. Co?
- Mam na myśli, że po trzech latach mógłbym pomyśleć, że nie obchodzi go zobaczenie Cię, ale on naprawdę tego chce.
Czekaj. Stop-- ponownie. Przewiń. On wie? Co?
- Wiesz o mnie i o Justinie?
Ryan zaśmiał się, tak jakby pytanie, które zadałam było najbardziej idiotycznym pytaniem, które usłyszał. Ale nie miał powodów, by się tak śmiać, bo to było bardzo ważne pytanie. Cała linia pytań przebiegła mi teraz po głowie.
Czy on mnie poznał, gdy mnie zobaczył?
Czy on w ogóle wiedział jak ja wyglądam, zanim przyszłam na rozmowę?
Dlaczego on dał mi pracę, jeśli wiedział kim jestem?
Dlaczego zdecydował się powiedzieć mi takie rzeczy w sklepie z kawą?
- Jestem przyjacielem Justina. On mówi mi wszystko. I z poczuciem winy, którego doznał po tym co zrobił, musiał przyjść do kogoś i o tym porozmawiać. Ja, będąc ciekawym i pomocnym facetem, zmusiłem go do powiedzenia mi. Więc, gdy Cię zobaczyłem, musiałaś zostać jego asystentką. To była konieczność. - powiedział Ryan, jakby przygotowywał się do tego całe życie.
- Nie jestem pewna, czy powinnam Cię teraz uderzyć, czy pocałować.
To była prawda, byłam bardzo zdezorientowana, co zrobić. Wiedział kim jestem i co zaszło między mną, a Justinem. Mimo wszystko, dał mi pracę.
- To co zrobiłem, było dla dobra sprawy. Zrobiłem to, by pokazać Justinowi, co zrobił źle i co stracił. - poinformował mnie.
Wow. To bardzo ciekawe.
Odchylił się na krześle i westchnął. - Wiem, o czym prawdopodobnie myślisz. Jaki przyjaciel tak robi? Naprawdę nie chciałem skrzywdzić Justina, chciałem po prostu dać mu lekcję. Lekcję, której był świadomy, odkąd wie kim jestem i jak pracuję. Nie jestem pewien, czy ta wiadomość krąży po jego głowie, ale powinna.
- A co to za wiadomość?
Ryan uśmiechnął się, co przerodziło się w chichot.
- Nie mam pojęcia, ale jestem prawie pewien, że jest jakaś dobra metoda za moim szaleństwem.
Wooh. Oto Ryan, którego znam i kocham.
- A ja myślałam, że to było na poważnie.
- Ja? Poważnie? Scarlett, kochanie, czy ja kiedykolwiek byłem poważny? Mam na myśli.. Nie kłamię, ale nigdy nie biorę niczego na poważnie. To zaleta bycia bogatym, inteligentnym i przystojnym.
Zachichotałam z powodu zarozumiałości Ryana, albo jak on to mówi - pewności siebie.
- Okey, skończ swoją czekoladę, odprowadzę Cię do domu. - powiedział Ryan zanim wziął kolejny łyk czekolady.
     ***
Zanim Ryan i ja poszliśmy do domu zatrzymaliśmy się w parku. On był bardziej interesujący, niż mogłam pomyśleć. Był również bardzo zalotny, jestem pewna, że moje policzki były rubinowe, podczas rozmowy z nim. Ryan stał się moim najlepszym przyjacielem-facetem. Zapieczętowaliśmy to obietnicą na mały palec*1.  On będąc taki dziecinny sprawia, że łatwiej mi z nim porozmaiwać. Nie mam żadnych obaw, gdy jestem w okół niego.
On również powiedział mi wszystko, co stało się przez ostatnie trzy lata. Gdy zapytałam go, dlaczego Justin mnie zostawił nie potrafił odpowiedzieć. Justin powiedział, że powie mu w przyszłości, w odpowiednim czasie. W tym przypadku, to nie miało sensu. Kiedy będzie odpowiedni czas, by powiedzieć swojemu godnemu zaufania przyjacielowi, dlaczego upozorowałeś śmierć, by uciec od swojej narzeczonej? Ale to kobiety są najbardziej niezrozumiałą płcią? Oh, okey.
Gdy Ryan wysadził mnie pod domem dałam mu buziaka w usta. To był przyjacielski gest, to wszystko. Tak szybko jak weszłam do mieszkania, udałam się prosto do mojego pokoju. To był bardzo długi dzień, a wszystko czeko chciałam, to wsunąć na siebie moją piżamę z Capitan'a Underpants*2 i wtulić się w moje łóżko. Gdy nareszcie zasnę, jedyne na co mogę czekać, to te sny z Justinem, za które przeklinam się codziennie rano.
Może jednak kobiety są całkiem mylącą płcią.


*1 chodziło o pinky promise.
*2 Capitan Underpants to cykl książek o niesfornych chłopcach i ich wymyślonym bohaterze.

-------------------------------------------------------------------
Więc jest rozdział 8.
Wiem, nawaliłam, rozdział miał być w zeszłym tygodniu, ale mam teraz cholernie dużo na głowie: rehabilitacje, zapieprz w szkole ze względu końca roku, w zeszły weekend komunia kuzynki i ogólnie miałam bardzo mało czasu. Przepraszam.

Jak może niektórzy z was zauważyli, dodałam informację, że rozdziały będą teraz co sobotę, a nie co piątek.

Jak wam się podoba ten rozdział?
W kolejnych będzie coraz więcej akcji. :)

Dziękuje Sabi, która dodała poprzedni rozdział za mnie. ♥

To tyle ode mnie, do następnego.

piątek, 9 maja 2014

7. Seven.

7. On wciąż mnie kocha.

*Scarlett*

Popychając mnie na łóżko, Justin szybko usiadł na mnie okrakiem, trzymając mnie za biodra.
Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach zanim zjechał dalej, w dół mojego ciała. Spojrzał na mnie, gdy zaczął ściągać ramiączka mojego stanika. Lekko mnie podnosząc odpiął go, dzięki czemu ukazały mu się moje różowe sutki.
Justin delikatnie położył mnie z powrotem, po czym zaczął delikatnie całować mojego prawego sutka, powodując u mnie jęk. Bawił się lewym, gdy ssał, przygryzał i całował drugiego.
Lekko wygięłam plecy w łuk, kiedy Justin dmuchnął na mój mokry sutek, zanim zaczął go znowu ssać.
Wiedziałam, że to jest złe, ale w tej chwili to nie miało znaczenia. Pragnęłam go.
Jego pocałunki, jego ręce na mnie, jego ciało przyciśnięte do mojego. Chciałam tego wszystkiego, chciałam tego teraz.
Poczułam dłoń Justina na moich majtkach, jego duża ręka powodowała wszelkiego rodzaju przyjemności biegnące przez moje ciało.
- Justin. - jęknęłam.
Pochylił się do mojej szyi, całując ją lekko, cały czas kontynuując pocieranie mnie przez moje majtki.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo tego chciałem. Jak bardzo chciałem Ciebie.
Moje serce szybko biło, gdy mój budzik wybudził mnie z mojego snu- jak zwykle.
Szybko chwyciłam mojego iPhone'a i odblokowałm ekran, by zatrzymać głos Chrisa Browna, który śpiewał mi piękne melodie.
Bzdura. Kolejny sen. Ósmy raz z rzędu. To się nie skończy, dopóki nie dostanę tego, czego chcę.
A to, czego chcę, to Justin. Chcę go tak bardzo, ale to stało się niemożliwe.
On utrzymuje swój dystans coraz bardziej. Może z powodu seksownych stroi, jakimi go drażnię. Zasługuje na to, ale Boże, tak nie powinno być.
Nie wiem czego więcej chcę.
Pożądanie, które chcę by odeszło, albo miłość, którą muszę ukrywać, jakby nigdy jej nie było.
_______________________________________________________________________
- Te sny są stałe. One nie przestaną mi się śnić. - wyjaśniłam Mindy, która z niepokojem patrzyła na mnie, gdy mówiłam jej o moich snach z Justinem.
- Wow. Naprawdę chcesz Justina, nie?
Przewróciłam oczami wzdychając. - W tym momencie nie wiem, czego chcę.
- Ale wiesz, że to ma związek z Justinem.
Cóż, brawo Sherlocku.
- Nie. To ma związek z tą słodką, małą świnką za rogiem. - uwaga na sarkazm w moim głosie.
- Okey. Nie musisz być taka wredna.
- Przepraszam. - spojrzałam w dół potrząsając głową.
W co ja się wpakowałam?
- Jest w porządku. Przechodzisz przez wiele. To się zdarza każdemu- cóż, niekoniecznie ta Twoja sytuacja, ale to są po prostu takie dni.
- Cóż, "takie dni" są dla mnie codziennością. Czy to źle, że myślę, że mój seksapil przywróci go do mnie?
Czy ja zadałam to pytanie? Oczywiście, było złe. Dlaczego w ogóle o tym pomyślałam? I to oczywiście nie zadziała, kiedy jest po ślubie z Alexandrą. Ugh, pieprzyć taką kobietę jak ona.
- Jestem teraz strasznie zdezorientowana, co do tego, co od niego chcesz. To tylko pożądanie, czy chcesz jego miłości? - spytała Mindy marszcząc brwi.
- Chciałabym móc odpowiedzieć na to pytanie. Bo szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Mam na myśli, jak mogłabym kochać mężczyznę, który mnie okłamał? Nie jakieś zwykłe kłamstwo, ale on skłamał o swojej śmierci. Może po prostu chcę sobie udowodnić, że wciąż mogę go mieć, pomimo tego, że ma wspaniałą żonę.
To nie było całkowicie błędne. To znaczy, chciałam udowodnić, że potrafię być tak atrakcyjna, jak ona.
- Oh. Słyszałaś, że oni mają dwójkę dzieci?
Nagłe pytanie Mindy zmroziło mnie w trakcie wsypywania cukru do herbaty. Moja głowa delikatnie się podniosła, a Mindy patrzała na mnie, z niepokojem czekając na odpowiedź.
- Mówisz poważnie?
- Yeah. Ryan mi powiedział. Dwójka małych chłopców. Jeden nazywa się Nathan, a drugi Josh. - skinęła głową.
Zastrzel mnie. Teraz. Proszę.
- Ale oni nie są Justina.
Poczułam, że bicie mojego serca się uspokaja. Dzięki Bogu.
- Wow. Cóż, to nowe i uspokajające.
- Tak, wiem. - Mindy spojrzała na swój telefon wzdychając.
- Myślę, że powinnyśmy wrócić do budynku. Alexandra nas zamorduje jeśli się spóźnimy.
- Yeah, nie chcę, żeby 'irytująca wagina' czekała.
Mindy zachichotała na mój dobór słów, po czym szybko się podniosłyśmy kładąc pieniądze na stoliku i opuściłyśmy restauracje.
_________________________________________________________________________
- Scarlett. Mamy teraz spotkanie. Chodźmy.
Głęboki, męski głos Justina spowodował u mnie zawrót głowy.
Stał oparty o framugę drzwi w nowo zakupionym, czarnym garniturze Versace i jego świeżo wypolerowanych, czarnych, eleganckich butach. Jego czarna koszula była częściowo rozpięta, ukazując lekko jego klatkę piersiową. Do tego wszystkiego ubrał swojego czarnego Rolexa.
Przyszedł cały na czarno i zabił mnie tym.
Boże.
- Masz zamiar tak siedzieć przygryzając wargę, czy wstaniesz i pójdziemy na spotkanie?
Cholera.
Wstałam prostując się i uświadomiłam sobie, jak Justin na mnie patrzył.
Tak, moja sukienka podziałała tak na kilka osób dzisiaj rano. Nie jesteś jedynym, który dobrze wygląda w czerni.
Uśmiechnęłam się, wyminęłam Justina, który patrzył na mój tyłek. Wiedziałam to.
- Masz zamiar tak stać oblizując usta,czy zaczniesz iść na nasze spotkanie? - uśmiechnęłam się odwracając, by spojrzeć na Justina.
Justin spojrzał na mnie i zaczął iść w moim kierunku.
Weszliśmy razem do windy. Nacisnęłam lewy przycisk, a drzwi windy natychmiast się otworzyły. Weszliśmy do środka i on wcisnął przycisk z numerem 15. Po tym ogarnęła nas cisza.
Drzwi windy otworzyły się ukazując trzy dobrze ubrane kobiety, które weszły do środka. Wtedy drzwi windy otworzyły się ponownie, a nastolatka z blond włosami weszła do środka z grupą swoich znajomych. I znowu, winda zatrzymała się pozwalając mężczyźnie ubranemu na biało wejść do środka.
Winda była tak zatłoczona, że ja i Justin byliśmy bardzo blisko siebie. Moje plecy przyciśnięte do jego torsu.
Poczułam wybrzuszenie na moim tyłku i lekko się uśmiechnęłam. To może być na moją korzyść.
Delikatnie poruszyłam tyłkiem w ciasnej przestrzeni i usłyszałam cichy jęk wydobywający się z ust Justina. Przypadkowo upuściłam kilka papierów na podłogę i pochyliłam się by je podnieść. Dużo głośniejszy jęk uciekł z ust Justina, powodując, że wszyscy w windzie zatrzymali się i przyglądali jemu. Odebrałam to z lekkim uśmiechem, w przeciwieństwie do Justina, który nadal stał, nie odzywając się.
Wkrótce, winda przestawała być tak obciążona, gdy wszyscy zaczęli wychodzić, ale ja dalej stałam w tej samej pozycji. Nareszcie ostatnia osoba wyszła i tak  szybko jak to się stało, Justin przeszedł zza mnie i wcisnął przycisk "stop" w windzie.
- Justin, co do-
Zatrzymałam się, gdy Justin przycisnął mnie do ściany windy. Zimny metal przyprawił mnie o syknięcie.
- Uważasz, że to zabawne?
Cóż. Teraz, nie tak bardzo.
- Czy uważasz, że to co robisz jest zabawne? Możesz się pośmiać patrząc na moją rosnącą erekcję, za każdym razem, gdy wchodzisz do pokoju, wiedząc, że chciałbym po prostu położyć Cię na biurku i pocałować? Czy myśl o mnie chcącym Ciebie Cię bawi? Uważasz, że jestem żałosny przez to wszystko? Dlatego, że chciałbym być w stanie znowu Cię dotknąć i pocałować? Dlatego, że chciałbym być w stanie powiedzieć Ci jak bardzo Cię kocham bez obaw o nic? - spojrzenie w oczy Justina uświadomiło mi to, jak poważny był. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy bać.
On wciąż mnie kocha.
Justin spojrzał w dół i westchnął, po czym ponownie na mnie spojrzał. Staliśmy w ciszy.
Proszę, pocałuj mnie. Proszę.
Justin odszedł ode mnie, zanim znów sprawił, że winda jechała.
I ta krótka chwila miłości, którą otrzymałam, zniknęła.
_______________________________________________________________________
Siedziałam obecnie na kanapie z Mindy oglądając "Pamiętnik", co nie było najlepszym pomysłem w czasie jak ten. Ale słodycze były tu idealne. Szczerze, wszystko co było w mojej głowie przez ostatnie trzy dni, to to, co Justin do mnie powiedział. I teraz, za każdym razem, gdy jesteśmy w pobliżu siebie jest ta nieznośna cisza, a powietrze naokoło gęstnieje. To jest straszne uczucie.
W poniedziałek prawie potknęłam się upadając, kiedy byłam w biurze Justina, ale złapał mnie i zanim do tego doszłam byłam pomiędzy nim, a jego biurkiem. Jego oczy błyszczały intensywnie, powodując, że moje serce biło szybciej niż przypuszczałam. Za każdym razem, gdy jestem blisko niego, robi mi się słabo i zachowuję się jak w transie.
Czuję się jak w szkole. Jestem kujonką, która podkochuje się w kimś, kogo nigdy nie będzie miała- co nie jest prawdą, odkąd się spotykaliśmy dopóki nie "zmarł". Boże, to takie dziecinne, dlaczego nie mogę po prostu przyznać co do niego czuję? Miłość jest strasznie skomplikowana.
Dzień po dniu, to staje się trudniejsze do uwierzenia, że byłam jego narzeczoną, zanim zaczął mnie traktować jak obcego, tak bardzo jak tylko potrafi. Rzecz w tym, że nie chciałam mieć złamanego serca, ale nie mam innego wyjścia. On jest wszystkim, czego kiedykolwiek chciałam, i miałam go, dopóki nie zawiodłam.
Tak, zawiodłam. Przyznaję, to mój błąd. I po prostu chciałam mu powiedzieć, jak bardzo przepraszam i jak bardzo chciałam go przytulać przez zaśnięciem razem, ale nie mogę. On należy do wspaniałej kobiety o figurze modelki, której nienawidzę. Nienawidzę jej, ale o tym nie mówię.
- Scarlett, wszystko okey? - zapytała Mindy wyrywając mnie z zamyślenia. Jej brwi były zmarszczone i już wiedziałam, że znała odpowiedź.
- Tak- znaczy nie. Nie chcę o tym gadać. - wymamrotałam patrząc na moją miskę z popcornem.
To nie było do końca prawdą. Naprawdę nie chcę o tym gadać. Nie teraz, nie w tym momencie.
Mindy przysunęła się bliżej mnie i położyła głowę na moim ramieniu. Jej miękkie włosy łaskotały mnie. Delikatnie się zaśmiałam na zachowanie Mindy, po czym kontynuowałyśmy oglądanie filmu.
Tej nocy Mindy zdecydowała przytulać się do mnie, nie pytałam. Po prostu wiedziała, że bardzo tego potrzebuję. To miłe, być z kimś znowu tak blisko. Czasami czuję się, jakby ona była wszystkim co mi zostało.


--------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest 7!
 Dodaje go jako przyjaciółka Julii, która jest aktualnie w drodze z Berlina do domu.
Tłumaczenie jest jednak całe jej ;)
Czy wam też ten rozdział podoba się tak bardzo jak mi?
I na koniec Wszystkiego najlepszego dla Julii, która to ma dzisiaj urodziny!

sobota, 3 maja 2014

6. Six.

6."Co się stalo? Kot zjadł Ci język?"

*Justin*

Alexandra była dzika zeszłej nocy. Była szczęśliwsza niż zywkle, nie zabierała ze mnie rąk i trzymała mnie całą noc.
To jest powód tego, że teraz budzę się jak zombie.
Nareszcie dostając siły wyszedłem z łóżka i szybko udałem się do łazienki.
Zacząłem moją poranną rutynę mycia się, byłem pod pryszniecem i myślałem o niej, nie więcej niż dziesięć minut.
Cały tydzień jedna osoba wypełniała mój umysł bardziej, niż kiedykolwiek.
Scarlett.
Każdego dnia, przez dwadzieścia cztery godziny, tysiąc czterysta czterdzieści minut, osiemdziesiąt sześć tysięcy czterysta sekund - Scarlett, Scarlett była w moim umyśle.
Wstydzę się powiedzieć, że zeszłej nocy to nie były ciemnobrązowe włosy, które widziałem rozłożone na poduszkach, gdy pochylałem się by pocałować moją żonę, to były jasnobrązowe włosy, które były w mojej głowie. Perfumy Alexandy, Coco Chanel nie docierały do mojego nosa, nie. Perumy Victoria's Secret Pink to zrobiły.
Wziąłem długie spojrzenie na obraz, który chciałem przed sobą.
Tak bardzo pragnąłem przycisnąć swoje usta mocno do jej.
Nie mogę winić za to nikogo oprócz siebie, ale to się stało bardzo trudne, żeby pokonać ochotę owinięcia moich ramion naokoło niej i dać jej najbardziej namiętny pocałunek mojego życia.
Odrywając się od moich myśli, spojrzałem w dół by ujrzeć bardzo widoczną już erekcję, która była ciężka do zakrycia.
Boże, mam przejebane.
_______________________________________________________________
Przeglądając strony tego słownika, jak umowy, położyłem nerowo pióro na biurko.
Dzisiaj jest moje pierwsze spotkanie z moją nową asystentką będącą ze mną.
Wszystkie inne asystentki robiły to dobrze, mam nadzieję, że ona też. Przechodzenie przez kilka porad i zasad z Scarlett mogłoby być bardzo przydatne. Ale nigdy nie mogłem wziąć mojego wstydliwego "ja" by patrzeć na nią dłużej niż minutę.
Moje oczy były wciąż na kartce, gdy usłyszałem otwierające się drzwi. Ciepło wzrosło, gdy osoba zbliżyła się do mnie.
- Dzień dobry, panie Bieber.
O cholera.
Powoli podniosłem oczy, by ujrzeć Scarlett, stojącą tam w najseksowniejszej sukience, jaką kiedykolwiek widziałem. Jej włosy były idealnie zakręcone, ułożone na jej ramionach i plecach. Przez to, na jak wysoką wyglądała, zgaduję, że jej szpilki miały minimum 6 cali.
- Dz-dzień dobry, panno Jones.
Moje oczy zjechały w dół jej ciała, a mój mały przyjaciel nie chciał się zatrzymać, gdy spojrzałem na część jej sukienki, która była wycięta w jednym miejscu, ujawniając część jej idealnie okrągłych piersi.
- Słyszałam, że mnie potrzebujesz.
Moje oczy szybko spojrzały w górę, gdzie zobaczyłem uśmieszek przyklejony do jej twarzy.
Pieprzony, złośliwy kutas.
- U-um ta-tak... Nasz-uh..
- Co się stało? Kot zjadł Ci język?
Złośliwa. Ona jest kurwa złośliwa.
- Trudno mi się skupić, kiedy Twoje ciało jest na pełnym ekranie dla moich oczu. - rzuciłem znikąd.
Czy ja naprawdę tak powiedziałem? Przejebane, przejebane.
- Przepraszam panie Bieber?
- Nie, nic. Nasze pierwsze spotkanie razem jest za dziesięć minut. Spodziewam się Ciebie w sali konferencyjnej, przygotowanej.
- Oh, będę przygotowana. - powedziała Scarlett uwodzicielsko, zanim wyszła z mojego biura.
Tak szybko jak stąd wyszła, spojrzałem na swóje spodnie.
Znowu. Tak bardzo przejebane.
___________________________________________________________
Dziesięć minut.
Dziesięć przeklętych  minut. Tyle czasu zajęło mi uspokojenie wzwodu, jaki Scarlett dała mi dwadzieścia minut temu. I teraz jestem tu, muszący siedzieć obok niej, słuchając debaty na temat projektowania samolotów.
I oczywiście, ona była częścią tego.
Scarlett była przebojowa. To nie był jej sposób. To było po prostu "Mam zamiar upewnić się, że będzie jak najlepiej."
- Nie ma powódu, dla którego samolot nie mógłby być czerwony i niebieski! To nie jest szkodliwy, ani naruszający przepis. Ta linia lotnicza ma taką samą konstrukcję, odkąd została wybudowana, i robi się nieznośnie prosta i nudna. Wiele linii lotniczych zmieniło kolor. Dlaczego my nie możemy? - Zdeterminowany głos Scarlett wyrwał mnie z moich myśli.
Ona teraz stała, pochylając się lekko do przodu, tym samym dając mi lepszy widok na jej tyłek. Tak bardzo jak próbowałem spojrzeć gdzie indziej, moje oczy powracały na jej tyłek. I po raz trzeci dzisiaj, mój członek postanowił uderzyć.
- Czy chce się pani ze mną kłócić, panno Jones? - pan Perez -kolejny szef tej firmy- warknął.
- Ja? Kłócić? Oh nie, wręcz przeciwnie panie Perez. Ja się nie kłócę. Ja po prostu delikatnie próbuję wytłumaczyć, że mam rację, a pan nie. - Scarlett odpowiedziała zaskakująco spokojnym głosem.
- Przepraszam?! Jesteś w tej firmir dopiero od tygodnia-
- Wystarczy! - pan West- oficjalny właściciel firmy (tak, jestem właścicielem tej firmy, ale on oficjalnie nie jest na emeryturze, to dość skomlikowane)- krzyknął.
- Porozmawiamy o tym później, choć panna Jones przedstawiła bardzo dobry punkt widzenia. Wystarczy, koniec spotkania. - powiedział pan West zanim opuścił pomieszczenie, a wraz znim każda inna osoba przebywająca w sali konferencyjnej.
Pan Perez spiorunował Scarlett wzrokiem, co ona przyjęła z uśmieszkiem, po tym on odszedł.
Scarlett zaczęła zbierać swoje rzeczy, przygotowując się do wyjścia.
- Wciąż jesteś tak przekonująca, jak byłaś trzy lata temu, jak widzę.
Tak szybko jak  te słowa opuściły moje usta, Scarlett zamarła w miejscu i powoli się odwróciła.
- Wciąż mówisz nieodpowiednie rzeczy w nieodpowiednim czasie, jak widzę.
W tym zdaniu była groźba. Czułem to.
Po krótkiej chwili ciszy spojrzała w dół, a następnie na mnie, z lekkim uśmiechem.
- Wydajesz się mieć tam małą sytuację.
Scarlett położyła dłoń na moim wybrzuszeniu i potarła je przez materiał, który chciałem by ze mnie zdarła.
Pochyliła się do mojego ucha, wciąż pocierając, co spowodowało u mnie jęk. Jej ciepły oddech napotkał moją szyję, gdy chciała coś powiedzieć. Moje oczy powoli zamknęły się, gdy poczułem ją tak blisko siebie.
- Powinieneś poprosić swoją żonę, by coś z tym zrobiła. - szepnęła Scarlett, zmuszając mnie do otworzenia oczu.
Szybko się do mnie uśmiechnęła po czym wzięła swoje rzeczy zanim wyszła z pomieszczenia.
Cholera.
Ryan jest martwy, tak cholernie martwy.
__________________________________________________________________________
Wychodząc z biura zostałem powitany przez wielu, różnych pracowników, podczas ich drogi do wyjścia z budynku.
Robiło się późno, ale większość pracowników zazwyczaj zostawało dłużej w czawartkowe wieczory- ponieważ wielu z nich miało plany na piątek.
Nareszcie docierając do biura Ryana, otworzyłem drzwi bez pukania.
I tam był on, rozmawiający z Scarlett.
On naprawdę powinien nauczyć się zwalniać ludzi.
Scarlett i Ryan odwrócili się by spojrzeć na mnie, gdy do nich podszedłem.
- Ryan... Panna Jones.
- To będzie tylko minuta. - powoli powiedział Ryan do Scarlett.
- Nie, i tak już wychodziłam. Jest okey. - pocałowała Ryana w policzek zanim odwróciła się w moją stronę.
- Panie Bieber. - skinęła głową zanim wyszła z biura.
- Co to do cholery było? - krzyknąłem, gdy drzwi zamknęły się.
- Co było?
- Ona pocałowała Cię w policzek.
- Yeah? Więc? To był tylko przyjacielski gest. - wyjaśnił Ryan jakby to nic nie znaczyło. On doskonale wiedział, co robi.
- Tak, z pewnością. Dlaczego w ogóle dałeś jej tu pracę? Wiedziałeś co zaszło między nami, i z wszystkich ludzi, którzy chcieli tę pracę Ty wybrałeś ją?!
Ryan uśmiechnął się podchodząc do swójej półki z książkami.
- Uważam, że jest interesująca.
- Nie rób tego, Ryan! Jaki do cholery jest Twój problem? Wiesz jak to na mnie wpłynie.
Ryan zatrzymał się i odwróci patrząc na mnie.
- Jak to na Ciebie wpłynie? Jak to na Ciebie wpłynie, Justin? Co z tym, jak trzy lata uważania Cię za zamrłego wpłynęły na nią? Scarlett ma złamaną duszę przez Ciebie. Teraz masz prawo mówić o tym, jak to na Ciebie wpłynie? Nie rozumiesz, jak samolubny jesteś teraz? Upozorowałeś śmierć, by uciec przed cudowną kobietą jaką jest, i teraz jesteś zły, ponieważ ona pocałowała mnie w policzek?! Ty to spowodowałeś, nie ja, nie ona, nie nikt inny, ale Ty!
Ciężko przełknąłem ślinę, gdy Ryan do mnie podszedł.
- Słuchaj stary, jesteś moim przyjacielem. Scarlett była Twoją dziewczyną, nie mam żadnych intencji wobec niej, jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Ale Ty, mój przyjacielu, jesteś draniem.
- Nie sądzisz, że ja już to wiem?
- Więc udowodnij, że to wiesz. Pokaż, że błąd, który popełniłeś był zły. Pokaż, że wiesz, że zrobiłeś błąd.
Westchnąłem przeczesując ręką włosy.
- To niemożliwe. Ona mi nie wybaczy. Ja sobie nie wybaczę.
- Nic nie jest niemożliwe. Po prosu zacznij miło i powoli. Zacznij od podstawowych rzeczy, które w Tobie lubiła. Wygląd? Charakter? Nie wiem. Po prostu nie spiesz się z mówieniem "kocham Cię" lub "nie powinienem tego robić". To nie działa.
Ryan zabrał swój płaszcz z wieszaka w jego biurze i ponownie podszedł do mnie.
- To wszystko, co mogę Ci dać. Reszta zależy od Ciebie. Powodzenia. - poklepał mnie po ramieniu i nic więcej nie mówiąc opuścił pomieszczenie.
Biorąc głęboki wdech, usiadłem na biurku i zacząłem intensywnie myśleć.


------------------------------------------------------------------------
Jest 6!
Przepraszam, że rozdział nie pojawił się wczoraj, ale jest majówka i nie miałam za bardzo czasu.

Nareszcie mamy rozdział z punktu widzenia Justina. :)
Trochę się działo w tym rozdziale... Scarlett i Justin w sali konferencyjnej. fghdsghjdsg *-*

Mam nadzieję, że się podoba. Mi wyjątkowo ciężko się tłumaczyło. ;-;
Czekam na komentarze z opiniami o rozdziale. :)

Do następnego! ♥





piątek, 25 kwietnia 2014

5. Five

5. "Może się pani oddalić, panno Jones."

*Scarlett*

To już cały tydzień mojej pracy w Aero Controls, i mogę szczerze powiedzieć, że w miarę mi się tu podoba. W miarę...
Ryan i ja jesteśmy już bliskimi przyjaciółmi. Dzień po dniu jestem coraz bardziej zadowolona z pracy, którą wykonuję. Rachunkowość Mindy idzie jej dobrze, zawsze była dobra w dużych liczbach. Wszystko idzie dobrze, z wyjątkiem Justina...
On nawet nie patrzy w moje oczy. Stara się mnie unikać, używa innych ludzi, aby dostarczyli mi papiery do pracy.
I jego żona.
Oh, okropnie jest wiedzieć, że on ma żonę.
Ona jest suką, jak królowa wszystkich suk. Nienawidzę żyjącego piekła jakim jest.
Część tego może pochodzić z zazdrości, dlatego, że to ona jest żoną Justina, ale ona naprawdę jest wszystkim, o czym powiedziałam. Po prostu nie rozumiem, jak ktoś może się z tym pogodzić.
A dzisiaj będę musiała spędzić większość mojego dnia wpatrując się w nią. Justin postanowił przyjść dzisiaj później, więc ona będzie moim szefem dopóki on tu nie dotrze.
Nie ma mowy, żeby ona miała nade mną władzę.
Dobrze. Tak jest. Nie mam innego wyjścia.
Nareszcie docierając do biura Justina, powoli przekręciłam klamkę drzwi i ujrzałam Alexandrę siedzącą tam i patrzącą na kartki. Spojrzała się na mnie i uśmiechnęła.
- No nareszcie. Miałam zamiar sama je przejrzeć, ale skoro już tu jesteś to Ty to zrobisz.
Ta mała dziwka.
Podeszłam do biurka i wzięłam papiery po czym posłałam jej najbardziej fałszywy uśmiech jaki tylko mogłam.
- Zrobi się, pani Bieber.
Dała mi znak ręką po czym zaczęła coś przeglądać w telefonie.
Przewróciłam oczami i opuściłam pomieszczenie ze stosem papierów, zabierając je na swoje biurko.
Wzdychając, położyłam rękę na kartkach i osunęłam się na krześle, chwilę późnniej zabierając się do pracy.
Gdy pracowałam, papiery przede mną nie były tym, o czym myślałam.
Z przyczyn nie mogłam wyjaśnić, dlaczego Justin ciągle był w moim umyśle.
To nie powinno mieć miejsca, odkąd chciałam żeby odszedł. Odejście byłoby najłatwiejszą rzeczą dla niego.
W moich snach, moim umyśle, moja każda myśl...
Te wspaniałe, orzechow oczy.
Te doskonałe, różowe, pulchne usta.
Te lśniące, brązowe włosy.
To wszystko po prostu ciągle do mnie wraca.To, że kiedyś był mój, a teraz jest tej małej czarownicy.
Jedno pytanie pozostaje. Jedno pytanie, które jest w mojej głowie odkąd zobaczyłam go-- żywego.
Dlaczego? Dlaczego kłamał o umieraniu?
Czy ja naprawdę byłam taka zła, że nie mógł tego dłużej wytrzymać i po prostu skłamał o śmierci?
Śmierć z wszystkich rzeczy.
Boże, jak mogłam być tak okropną narzeczoną?
Czekaj. Scarlett zatrzymaj się. To jego wina, on jest powodem tego wszystkiego.
Może on nie opuścił, chociaż..
Weź się w garść, Scarlett.
Potrząsając głową, wyczyściłam umysł od wszystkich myśli z Justinem i znów zabrałam się do pracy.
To będzie długi dzień.
------------------------------------------------------------------------------------------
- Scar, czekam na Ciebie, więc możemy iść na lunch. Ryan do nas dołączy.
Spojrzałam na zegarek i westchnęłam.
To już trzy godziny mojej pracy z tymi papierami, a to nie jest nawet w połowie zrobione.
Odłożylam mój długopis i położyłam obie ręce na skroniach masując je i głęboko wzdychając.
- Przepraszam, Mindy. Nie mogę. Królowa Suka dała mi te wszystkie papiery i zajmie mi to wieki zanim to skończę. Dołączę do was innego dnia, po prostu nie dziś.
Mindy westchnęła i podeszła do mojego biurka.
- Mogę zostać i Ci pomóc.
- Nie, Mindy. Idź na lunch, dam radę sama.
- Jesteś pewna?
Nie.
- Tak, jestem pewna. - skinęłam głową uśmiechając się do Mindy.
Obeszła moje biurko i przytuliła mnie.
- Powodzenia z diabłem w Pradzie.
Zaśmiałam się z nazwy jaką Mindy dała Alexandrze i ona pocałowała mój policzek wychodząc.
Wstając z miejsca, wyszłam z pomieszczenia i udałam się do korytarza na prawo. Podeszłam do automatu i nacisnęłam numerek by mieć Doritos*.
Nie potrzeba pieniędzy. Bezpłatny automat. Kocham ten budynek.
Gdy maszyna zaczęła pracować, bym po chwili mogła dopaść moje Doritos, ujrzałam kogoś idącego przez korytarz.
Odwróciłam głowę, by zobaczyć Justina, który nawet nie zwrócił uwagi, na to, że tam byłam.
Niewidzialna. Taka teraz dla niego byłam.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszcie.
Zrobione.
Tak.
Dom.
Już. Przybywam.
Chwyciłam stos papierów i --- które były już skończone i gotowe --- i wyszłam z pomieszczenia.
Założę się, że Zła Czarownica Biura-- tak, mamy wiele określeń na Alexandrę --Myślała, że nie będę w stanie tego zrobić. Ale zrobiłam. Tak, jest 23 i jestem w pustym buynku, ale zrobiłam wszystko co musiałam.
Zaczęłam dumnie iść do biura Justina, dopóki się nie potknęłam i nie upadłam, powodując, że wszystkie kartki zaczęły latać.
Nieźle Scarlett.
- Kurwa. - wymamrotałam przed wstaniem, po czym wyprostowałam spódnicę.
Szybko zebrałam papiery z podłogi i znów zaczęłam dumnie iść do biura Justina.
Umieściłam dokumenty na jednej ręce, owijając moje ramię naokoło nich, użyłam mojej wolnej ręki by zapukać do drzwi.
- Proszę wejść. - Usłyszałam głęboki głos Justina.
Otwierając drzwi, weszłam do środka.
Ona była na kolanach Justina.
Szeptała.
Chichotała.
Uśmiechała się.
On. Jest. Mój. Zdziro.
Justin i Alexandra spojrzeli na mnie, powoli ruszyłam w stronę biurka, na którym chwilę później położyłam dokumenty, które spowodowały, że oboje drgnęli. Uśmiechnęłam sie na moje trzy sekundowe zwycięstwo.
Nastąpiła chwila ciszy, gdy Justin na mnie spojrzał, a potem wziął głęboki wdech.
- Może się pani oddalić, panno Jones.
Moje oczy zwęziły się na chamstwo w jego tonie.
Odwracając się podeszłam do drzwi.
Przekręciłam klamkę i wyszłam z biura.
Justin okazał mi brak szacunku. O Boże. On zmienił się w męskiego diabła.
Diabelska Para.
Okey. Nigdy nie spodziewałam się, że to pójdzie tą drogą. Ale to oznacza wojnę. On ledwo uznaje fakt, że jestem gdzieś w pobliżu, kiedy naprawdę stoje z nim twarzą w twarz. Jego miłość do mnie zniknęła. A ja nie zamierzam siedzieć tu, jak samotna dziewczyna w szkole, oglądając go szczęśliwego z jego modelką, żoną.
Tu powinna być zemsta.
Jest tylko jedna rzecz do zrobienia w takiej chwili.
Sklep.

_______________________________________________________________
Doritos

Więc oto nowy rozdział. :)
Justin unika Scar i jest dla niej chamski, ale w kolejnych rozdziałach to się będzie zmieniać.
Ogólnie robi się coraz ciekawiej - tak sądzę. :)
Podoba się wam jak na razie? Jest sens dalszego tłumaczenia?

Do piątku! ♥

piątek, 18 kwietnia 2014

4. Four.

4. Four "Mr. Bieber"

*Scarlett*

Nie potrzebabyło dużo czasu, zanim oczy Justina napotkały moje. Zanim się zorientowałam, szłam w dół korytarza w bardzo szybkim tempie.
Spojrzałam w dół próbując się nie rozpłakać, lecz nie wyszło mi to, gdyż wspomnienia z wypadku samochodowego przejęły mój umysł.
Nagle wpadłam na coś, co myślałam, że jest ścianą, ale wtedy podniosłam wzrok i ujrzałam tors Ryana.
Woah.
Stojąca obok niego Mindy miała bardzo zaskoczony wyraz twarzy.
- Scarlett, co się stało?
Chwyciłam jej ramię i pociągnęłam do najbliższej łazienki. Na szczęście nikogo tam nie było.
- On tu jest! Tu, w Aero Controls! On tu jest! - cicho krzyknęłam.
Szybkość mojego oddechu nie była najlepsza w tym momencie, a moje drżenie nie pomagało.
Mindy podeszła bliżej mnie, umieszczając obie ręce na moich ramionach.
- Uspokój się, Scar. Oddychaj głęboko. Oddychaj głęboko.
Kilka minut zajęło mi uspokojenie się, a następnie spojrzałam na Mindy.
- Justin... on tu jest, on żyje.
- Co? Nie, nie jest, lekarz powiedział, że on nie żyje.
- Lekarz kłamał! Wiem kogo widziałam i ta osoba wyglądała jak Justin.
Nie jestem szalona. Mogłabym wszędzie dostrzec mężczyznę, którego kochałam.
- Scarlett.
Zanim Mindy mogła powiedzieć cokolwiek innego ponownie złapałam jej ramię i wyciągnęłam z łazienki.
- Scarlett, zwolnij. - zawyła Mindy, gdy pociągnęłam ją mocniej
Nie mogę zwolnić, muszę go znaleźć. Teraz.
Przechodząc przez to samo pomieszczenie, poczułam nagły napad dreszczy. Mindy pociągnęła mnie do tyłu i wskazała na Justina, który był całkowicie widoczny przez szklane ściany.
- Cholera. - wyszeptała Mindy.
Skinęłam głową, a moje usta lekko otworzyły się, nie raz spoglądając w tamtym kierunku.
Był z inną kobietą. Jego ręce były owinięte wokół jej talii, a jej ramiona wokół jego szyi. Nie tylko ich uśmiechy i śmianie się ze sobą doprowadziło mnie do szału.Kiedy on ją pocałował, ja byłam na skraju wytrzymałości. I znowu, łzy zaczęły spływać paląc moje gorące policzki, a moja ręka przykryła drżące usta.
Powoli wycofałam się i zaczęłam iść w stronę drzwi prowadzących do wyjścia.
Słyszałam Mindy krzyczącą moje imię, ale zignorowałam ją.
Zaczęłam biec w dół schodów i wyszłam z budynku. Rozglądnęłam się po zatłoczonej ulicy. Szczerze mówiąc nie wiedziałam dokąd idę, ale gdziekolwiek. Gdziekolwiek, byle nie tutaj...
_______________________________________________________________
Wracając z powrotem do mieszkania, otworzyłam drzwi i weszłam zamykając je za sobą. Zrzuciłam te diabelskie obcasy, które sprawiły, że moje stopy bardzo teraz bolały po czym zsunęłam się po drzwiach.
Głęboko wzdychając przemyślałam wszystko, co miało miejsce dzisiaj. Dzisiejszy ranek, gdy moja niepewność przewyżyła nade mną widząc te wszystkie blondynki. Wspaniały uśmiech Ryana, gdy powiedział mi, że dostałam pracę.
Zobaczenie Justina.. żywego. Zobaczenie Justina.. z inną kobietą. Teraz wszytko co widzę to Justin.. w moim umyśle.
Jedna część mnie mówi mi, że nie powinnam się przejmować, ponieważ zasługuję na coś lepszego. Że on nie powinien mnie zostawiać. Że próbowałam, a on nigdy nie doceniał tego, że się wysilałam. Nie byłam jedyną, z która była w błędzie... On też był.
Ale wszystko, co chcę zrobić, to pobiec do niego, przytulić go i pocałować. Pokazać mu całą miłość, której jak myślałam przez ostatnie trzy lata, nigdy mu nie pokazałam.
- Scarett.
Spojrzałam w górę, by ujrzeć Mindy idącą w moją stronę. Uklęknęła i mocno mnie przytuliła.
- O mój Boże! Myślałam, że coś Ci się stało! Nigdy więcej mnie tak nie strasz!
Westchnęłam, a ona spojrzała na mnie i położyła dłoń na moim podbródku podnosząc moją głowę.
- Chodźmy coś zjeść.
Tak, wygryźć moje uczucia.
___________________________________________________________________
- Więc zamierzasz się zwolnić czy..? - zapytała Mindy biorąc kolejny łyk jej koktajlu.
- Zwolnić się? Nawet nie zaczęłam pracować. Nie zwalniam się. Ryan wybrał mnie jako asystentkę dla kogokolwiek. Nawet nie pomyślał dwa razy, chciał mnie. Nie mogę po prostu się zwolnić, i nie zamierzam pozowlić Justinowi stanąć na drodze do mojego szczęścia w Seattle.
- Więc co zamierzasz robić?
Po trzech minutach myślenia, wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na Mindy.
- Zamierzam zostać, żyć nowym życiem. Nie ważne czy będzie w nim Justin czy nie, to tyle.
___________________________________________________________________
Wychodząc z windy uśmiechnęłam się do Mindy i ona zrobiła to samo.
- Powodzenia w pierwszym dniu pracy. - powiedziała Mindy.
- Wzajemnie.
Rozeszłyśmy się w różne strony.
Weszłam do biura Ryana i zapukałam do drzwi, które zostały otworzone chwilę później.
- Scarlett!
- Ryan. - uśmiechnęłam się.
Wyszedł z biura i zaczął iść ze mną
- Więc, prawdopodobnie zastanawiałaś się czyją asystentką będziesz.
- Tak, zastanawiałam się. - odpowiedziałam patrząc na Ryana.
- Cóż, - Ryan zatrzymał się przed drzwiami i powiedział - współwłaściciel Aero Controls.
Cholera, miałam być asystentką współwłaściciela Aero Controls. O nie.
- Powodzenia. - Ryan powiedział otwierając drzwi.
Uśmiechnęłam się do niego zanim weszłam do pomieszczenia i usłyszałam zamykające się za mną drzwi.
Ostrożnie odwróciłam się, modląc o to, by współwłaściciel firmy nie był moim przerażeniem.
Niestety moje modlitwy nie zostały wsyłuchane.
Tam był on, siedzący na fotelu i patrzący mi martwo w oczy.
Justin.
Dlaczego. Ja? Nie.
Dziuro. Otwórz. Się. Proszę.
- Panna Jones.
Bądź silna Scarlett, bądź silna.
Podeszłam do jego biurka i stanęłam tam intensywnie mu się przyglądając.
- Pan Bieber.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Mamy kolejny! :)
Teraz Justin będzie już pojawiał się regularnie w rozdziałach.
Jak wam się podoba? ;)
Nie będę się dzisiaj jakoś rozpisywać, więc na koniec tylko napiszę Wesołych Świąt! ♥

piątek, 11 kwietnia 2014

3. Three.

3. Three. "Wszędzie zauważyłabym te zapierające dech w piersiach, orzechowe oczy.-"

*Scarlett*

Szczerze mówiąc, jestem najbardziej wdzięczną dziewczyną tego ranka. Mindy nie powiedziała mi wczoraj,  że rozmowa będzie dzisiaj i zaczęłam wariować nie wiedząc co ubrać, dopóki nie przypomniałam sobie o sukience z wczoraj.
Myślałam, że ta sukienka wcześniej wyglądała na mnie dobrze, ale dzisiaj jest po prostu.. Boże, czy to za dużo? Mam na myśli, że jest zwykła. Tylko sukienka, czarna marynarka i czarne balerinki.
Co jeśli wszystkie kobiety tam są ubrane w plisowane koszule, marynarki i spódnice? Ich obcasy nie są za wysokie, i ich usta nie są jaskrawoczerwone, ale po prostu jest na nich troche wazeliny? Ich tusz do rzęs nie jest pogrubiający i ciemny, ale lekko nałożony?
W tym momencie chciałam to wszystko z siebie zdjąć, włożyć moje dresy i bluzę, położyć się i oglądając "Adventure Time" jeść tłuste jedzenie przez resztę dnia.
Kiedy to stało się moją jedyną opcją, bardzo dobrze ubrana Mindy weszła do pokoju. Nie miała na sobie marynarki, ani garnituru, miała na sobie piękną, krótką, niebieską, plisowaną sukienkę ze złotym paskiem w talii (tu właśnie zaczynały się plisy).  Miała na sobie czarne buty na płaskim obcasie i małą torebkę, by wszystko współgrało ze sobą. Jej makijaż był lekki, z odrobiną błyszczyku na ustach. Mindy nigdy nie używała tuszu do rzęs, ponieważ jej rzęsy naturalnie były piekne. Plus, ma dołeczki i jasnoniebieskie oczy, czego więcej potrzebowała?  Ona zawsze budzi się rano wyglądając jak bogini a ja jestem tutaj jako straszna chłopczyca. Może to dlatego Justin zawsze musiał spoglądać na inne kobiety. Nigdy nie bułam i nie będę wystarczająco dobra.
- Scarlett? - Mindy dotknęła mojego ramienia. Spojrzałam na nią.
- Tak?
- Co jest?
Głęboko westchnęłam po czym usiadłam na łóżku. - Nie jestem pewna co do tego.
Mindy usiadła obok mnie i spojrzała na mnie, ale ja ani razu nie spojrzałam na nią.
- Co do czego?
- Tego nowego życia w Seattle. Zachowywania się jakby wszystko było po prostu wielką zagadką, która została rozwiązana. Odchodenie od problemów nie zabierze tego strasznego kłucia, które wciąż daje...
- Scarlett, Stratford wywiera na Tobie większość Twoich cennych wspomnień, wspomnień, które nie mogą być zapomniane. Więc oczywiśćie nie spodziewam się, że Seattle zmieni Ciebie, albo to co czujesz.Ale to czas dla Ciebie, by stworzyć nowe wspomnienia. Tak jak powiedziałaś, nowy początek. - Mindy przejechała ręką po moich plecach. Jej jasnoniebieskie oczy i wspaniały uśmiech były bardzo przyjazne, gdy na nią spojrzałam.
Uśmiechając się przytuliłam ją. - Jestem bardzo zadowolona, że Cię spotkałam, Mindy.
- Tak, wiem. - zaśmiała się też mnie przytulając.
Odsuwając się od niej wstałam i podeszłam do dużego lustra.
- Poważnie, w porównaniu do Ciebie, wyglądam jak dziwka.
- Nie wyglądasz jak dziwka, Scar. - wstała i podeszła do mnie, również patrząc na moje odbicie. - Wyglądasz jak seskowna profesjonalistka. To tylko może pomóc w Twojej rozmowie kwalifikacyjnej. - puściła mi oczko opuszczają pokój.
Nowy początek...
______________________________________________________________

Wysiadając z samochodu Mindy byłam gotowa pochylić się przed pięknym widokiem, jaki był przede mną. To było jak miłość od pierwszego wejrzenia.
Ja, Scarlett Jones, jestem gotowa przyznać, że zaczęłam podkochiwać się w budynku.
- Masz zamiar tak stać czy weźmiesz swoją dupę do środka? - zapytała Mindy zanim zaczęła iść w stronę drzwi.
Powoli podążyłam za nią do środka budynku.
Blondynki.
Wiele, wiele blondynek. Długie włosy, krótkie włosy. Brudne, wybielane. Kręcone, proste. Mężczyźni i kobiety.
Blondyni.
Oczywiście, nie wszyscy tutaj byli blondynami, ale jestem pewna, że 90% ludzi w budynku nimi było.
Widok brunetki i dziewczny z włosami w tym samym odcieniu brązowego jak moje uspokoił moje serce.
Zauważyłam również, że strój większości kobiet nie różnił się wiele od mojego. Okey, nie jestem jedyna, ale wydaje mi się, że wyglądały dużo lepiej niż ja.
Patrząc w lewą stronę zauważyłam Mindy przy recepcji. Podbiegłam do niej starając się nie potknąć.
- Mindy Rose. - powiedziała Mindy do rudowłosej kobiety siedzącej przy biurku.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko. - A Ty jesteś..?
- Scarlett-- Scarlett Jones. - odpowiedziałam niebieskookiej kobiecie.
Oczy Chloe (zgadjuę, że tak miała na imię, ponieważ to imię widniało na jej plakietce) przejechały wzdłuż ekranu komputera szukając (jak zgaduję) imienia mojego oraz Mindy.
- Ah. Mindy Rose i Scarlett Jones. - Chloe otworzyła szufladę wypełnioną plakietkami i przeszukiwała ją dopóki nie znalazła dwóch, z naszymi nazwiskami na nich.
- Proszę. Szóste piętro, winda jest po prawej stronie. - powiedziała pokazując w tamtą stronę, po czym dała nam plakietki, które szybko wzięłyśmy.
- Dziękuje. - powiedziałyśmy z Mindy równocześnie.
- Proszę bardzo, miłego dnia.
Udałyśmy się w stronę windy, której drzwi otworzyły się w momencie, w którym tam dotarłyśmy. Dwóch mężczyzn-- bliźniacy, dla dokładności-- ubranych w najlepsze, czarne garnitury, wyszli z windy gdy my do niej weszłyśmy. Odwrócili się i mrugnęłi do nas, po czym ponownie się odwrócili i zaczęli iść w tym samym czasie.
Myślę, że to bliźniacza rzecz.
Mindy nacisnęła przycisk z piętrem, na które musiałyśmy się udać.
Gdy winda pojechała w górę, zaczęłam stukać nerwowo nogą o metalową podłogę.
- Możesz przestać? - zapytała Mindy próbując powstrzymać nerwowość, która w każdej chwili mogła się ukazać.
Od razu przestałam.
Drzwi windy otworzyły się ukazując pomieszczenie wypełnione kobietami i mężczyznami w wieku 18-60 lat, w większości ubranych profesjonalnie.
Mindy śmiało wyszła z windy, a ja po raz kolejny za nią, czując się jak zagubiony szczeniak.
Duży, napakowany mężczyzna, ubrany cały na czarno zatrzymał nas.
Pokazałyśmy mu nasze plakietki, a on skierował nas do poczekalni.
Po chwili on zniknął a nam ukazała się kolejna blondynka. Podeszła do nas, nie raz potykając się na swoich 7 calowych obcasach.
- Mindy i Scarlett? - spytała, patrząc na tabliczkę w jej rękach wypełnionych od dokumentów.
Przytaknęłyśmy, a ona się uśmiechęła.
- Asystentka pana Butlera będzie wkrótce z wami. - powiedziała patrząc w kierunku Mindy. - Sam pan Butler będzie tutaj za 20 minut. Jest bardzo zajęty. - spojrzała na mnie.
Uśmiechnęłam się do niej przytakując, pokazując jej, że zrozumiałam.
Przez następne kilka minut razem z Mindy siedziałyśmy w ciszy, dopóki piękna brunetka z pełnymi, różowymi ustami i oczami niebieskimi jak ocean weszła do pokoju.
- Mindy? Mindy Rose?
Mindy wstała i odwróciła się w moją stronę. Polchylając się by mnie przytulić uśmiechnęła się po czym z powrotem wyprostowała. - Życz mi szczęścia.
- Powodzenia. - uśmiechnęłam się.
Gdy zostałam sama, zaczęłam myśleć nad tą rozmową kwalifikacyjną.
Kim jest Pan Butler?
Jest stary czy młody?
Czy on w ogóle jest przyjazny?
Polubi mnie?
Były tylko dwa sposoby przeprowadzenia tej rozmowy. Bardzo dobrze albo mój tyłek zostanie wykopany z jego biura.
Drzwi, nad którymi był napis "wyjście" po prostu krzyczały do mnie bym do nich podeszła.
Właśnie, kiedy akurat miałam zamiar to zrobić, drzwi otworzyły się, ukazując  blondyna z jasnoniebieskimi oczami. Co jest z tym budynkiem i niebieskookimi blondynami?
Jego włosy miały kolor brudnego blondu, dopełniały każdą z rys jego twarzy. Miał na sobie białą koszulę z podwiniętymi rękawami, a pierwsze guziki były odpięte i odsłaniały jego klatkę piersiową. Na jego szare spodnie i czarne, błyszczące buty był nieco ograniczony widok.
Mężczyzna, który jak zgaduję był Panem Butlerem podszedł do mnie.
- Dzień dobry, panno Jones. - powiedział wyciągając ręke w moją stronę, by ją uścisnąć.
Szybko wstałam i uścisnęłam jego dłoń, nie raz nawiązując kontakt wzrokowy.
- Dzień dobry, Panie Butler.
- Oh, proszę. Mów mi Ryan. - lekki uśmiech pokazał się na jego twarzy.
- Chodźmy do mojego biura. - Ryan podszedł do drzwi i otworzył je dla mnie.
Weszłam do środka, a on za mną po czym wyprzedził mnie i poprowadził do swojego biura.
Gdy weszliśmy do środka potrzebowałam kilku sekund na ogarnięcie wzrokiem całego pomieszczenia.
Przed nowoczesnym, czarnym biurkiem było okno od podłogi do sufitu, które ukazywało niesamowity widok na Seattle.
- Wiem, że jest wspaniały. - powiedział Ryan zanim podszedł do biurka, na którym później usiadł.
Wow, nie spodziewałam się, że takie cos dzieje się na rozmowach kwalifikacyjnych.
- Chodź, usiądź.
Podeszłam do biurka i usiadłam na krześle, z którego miałam na niego dobry widok.
- Więc, tu jest napisane, że pracowałaś w agencji nieruchomości oraz agencji reklamowej. - Ryan patrzył na kartkę papieru, na której prawdopodobnie znajdował się mój życiorys.
Jak on go dostał? Nie mam pojęcia.
Czekaj, nie. Mindy.
- Tak. - przytaknęłam.
Odłożył moje CV i spojrzał na mnie. - Dlaczego przyszłaś tutaj, do Aero Controls?
To było trochę nagłe pytanie, ale za to było rozsądne.
Nawet nie wiedziałam, dlaczego rozmawiałam z tym chłopakiem o dostaniu pracy tutaj.
Mogłam jedynie powiedzieć, że nie wiem. Jak dziwnie wyglądałam?
- To poytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć.
Ryan zmarszczył brwi. - Co?
- Szczerze mówiąc nie wiem. Mam na myśli, jestem w Seattle jeden dzień, a Mindy załatwiła tą rozmowę dla mnie, nie wiem jak. To brzmiało całkiem dobrze, więc postanowiłam spróbować.
- Mmmhmmm...
Zatapiając się w miękkim fotelu poczułam zakłopatanie przechodzące przez moje ciało, z powodu mojej idiotycznej odpowiedzi.
- Czy Ty chociaż lubisz samoloty?
Dziecinne pytanie. Głupie pytanie, ale robie wszystko by wyjść z kłopotliwej sytuacji.
- Tak. - odpowiedziałam siadając prosto. - Zwłaszcza, że straciłam dziewictwo w jednym.
Zaśmiałam się, jednak szybko przestałam patrząc na poważną twarz Ryana.
Ryan przechylił głowę posyłając mi zdziwione spojrzenie.
Znów zaczęłam zatapiać się w fotelu, mentalnie błagając by czarna dziura otworzyła się tutaj i wessała mnie do środka.
Jedna minuta...
Dwie minuty...
Trzy minuty...
Nic.
Dlaczego nie mogłam po prostu siedzieć cicho? Ugh.
- Żartowałam. - wymamrotałam.
Cichy chichot wydobył się z ust Ryana, a gdy na niego spojrzałam, dostrzegłam, że się uśmiechał.
- Lubię Cię.
- Dziękuje. - w tym momencie byłam przekonana, że moje policzki były tak czerwone jak moje usta.
- Okey, będziesz w stanie wykonywać pracę?
- Mam nadzieję, że będę przewyższać Twoje oczekiwania. - to brzmiało jakby z podtekstem seksualnym.
- Jesteś bardzo przekonująca, panno Jones.
- Moje czyny mówią głośniej, niż moje słowa. I proszę, mów mi Scarlett. - uśmiechnęłam się.
- I znowu, bardzo przekonująca. Masz tą pracę.
- Co? Mówisz poważnie?
- Czy nie wyglądam poważnie?
Przytaknęłam.
- Więc, tak. Jestem poważny. - Ryan uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Czy w Seattle łatwo dostać każdą pracę?
- Nie, tylko kiedy jesteś tak fajnym człowiekiem, jak ja.
Zaśmiałam się.
- Mam nadzieję, że Twoja przyjaciółka też dostanie pracę. Pójdę powiadomić moją asystentkę.
- Okey. - skinęłam głową.
Wsta ł i ruszył do drzwi po czym otworzył je i przytrzymał dla mnie. Wyszliśmy razem, a on zatrzymał mnie. - Rozejrzyj się naokoło. Pójdę poszukać Twojej przyjaciółki.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć on odszedł.
Powoli obeszłam dookoła bardzo zaludnione piętro, wypełnione wieloma biurami i wieloma ludźmi, chodzącymi wokoło, próbującymi osiągnąć swój cel.
Odwróciłam się, by zobaczyć pokój konferencyjny i natychmiast zamarłam. Całe moje ciało zdrętwiało, a mój oddech przyspieszył. Moje serce było gotowe by wystrzelić w moje ciało, przez gardło, do ust.
To był on.
Wszędzie zauważyłabym te zapierające dech w piersiach, orzechowe oczy.
Justin.

************************************************************
Mamy 3 rozdział!
Scarlett dostała pracę i jak się okazuje, będzie pracowała z Justinem, który rzekomo nie żyje.
Justin po raz pierwszy w opowiadaniu odezwie się dopiero w rozdziale 5. :( więc czekamy.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. :)

Dziękuje za komentarze, to naprawdę motywuje. ♥
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to zapraszam tu. :)
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego twittera lub aska.

Chciałabym zobaczyć ile osób to czyta, więc jeśli czytasz -> zostaw komentarz. :)

Kolejny już w piątek!



piątek, 4 kwietnia 2014

2. Two

2. Two. "Więc, Seattle.. Mam nadzieję, że przyjmiesz mnie dobrze-".

*Scarlett*

Nie zamierzam udawać, Seattle jest jednym z najpiękniejszych miejsc, w jakim kiedykolwiek byłam.
Obecnie rozpakowywałam moje rzeczy, miałam wystarczająco dużo odpoczynku podczas lotu, więc byłam dosyć pobudzona, tym bardziej, że było dopiero południe. Moje ubrania były już na swoim miejscu. Szafa była dużo większa, niż potrzebowałam, ale hej, to może się przydać.
Rozejrzałam się po moim nowym pokoju - który był teraz w plakatach Blood On The Dance Floor - i uśmiechnęłam się. Wtedy spojrzałam z powrotem do mojej walizki, by zobaczyć pudełko - to pudełko. Pudełko, w którym miałam wszystkie moje cenne rzeczy, moje największe sekrety i rzeczy tego rodzaju. Wzięłam głęboki oddech, otworzyłam pudełko i zaczęłam przeglądać rzeczy w nim. W końcu natknęłam się na moje najgłębsze wspomnienia.  Chwyciłam stos zdjęć, moich i Justina i zaczęłam je przeglądać.
Od naszego tańca w dziewiątej klasie, kiedy byłam jego randką do oświadczyn. Wszystkie były tutaj, zachowane w pudełku, którego nie odważyłam się otworzyć przez trzy lata. To po prostu bolało za bardzo. Jestem powodem, dla którego on teraz nie żyje i moje serce boli na wsponienia o tamtej jeździe samochodem. Pozwoliłam mojej zazdrości ze mną wygrać. Teraz go nie ma. Dlaczego ja nie mogłam być tą, która umarła?
Moje oczy zrobiły się mokre na niezapomniane wspomnienia w mojej głowie. Oddechy, które wychodziły z moich ust stały się nierówne, a moje serce się rozsypało. To było zbyt wiele.
- Scarlett. - usłyszałam głos wołający moje imię. Mindy.
Odwróciłam się, zdjęcia wciąz były w moich rękach i wtedy Mindy przyszła. Posłała mi zdziwione spojrzenie, dlatego że płakałam i wtedy spojrzała na moje ręce.
Głęboko westchnęła i podeszła do mnie, zabierając mi zdjęcia.
Mindy nienawidziła kiedy płakałam z powodu Justina. Myślę, że mój ból bolał również ją. Zawsze starała się mnie przekonać, że to nie była moja wina, ale nie mogłam się zmusić, żeby myśleć inaczej.
Przytuliła mnie pocierając dłonią moje plecy, by uspokoić mój oddech.
- Jest w porządku Scarlett, jest dobrze.
- To wszystko moja wina.
-Nie, nie jest! Przestań tak mówić. Byłaś zraniona, a jedyna rzecz, o której myślałaś to Twoje złamane serce.
Nie zareagowałam.
- Hej, co powiesz na wyjście gdzieś? Dopiero przyjechałyśmy i jestem ciekawa centrów handlowych w Seattle.
Nie mogłam zrobić nic innego, jak zachichotać na Mindy, która zawsze chce iść na zakupy i mam na myśli zawsze. Połowę kalorii, które dziennie spala to prawdopodobnie przez chodzenie po galeriach.
- Weź swoją kurtkę i idziemy! - Mindy stała już przy drzwiach.
Westchnęłam i wzięłam kurtkę z mojego łóżka, po czym opuściłam pokój.
______________________________________________________________________________

- O mój Boże! Czy to nie wyglądałoby dobrze na Tobie? - Mindy trzymała krótką, jedwabną, czerwoną sukienkę. Ta sukienka była idealna- dla Angeliny Jolie. Nie mam ciała do tej sukienki.
- Mindy, moje ciało nie jest wystarczająco dobre do tej sukienki.
Poważna mina od razu pojawiła się na twarzy Mindy. - Obydwie wiemy, że to nie jest prawda. Masz ciało modelki. No dalej, przymierz ją dla mnie. Proooooooooszę.
Przewróciłam oczami i chwyciłam sukienkę  powodując tym samym uśmieszek zwycięstwa na twarzy Mindy. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to ona będzie o tym mówila przez następny miesiąc.
Idąc do przymierzalni zamknęłam za sobą drzwi, po czym zaczęłam ściągać moją koszulkę i spodnie. Szybko wsunęłam na siebie  sukienkę, którą Mindy dla mnie wybrała i przejrzałam się w lustrze.
- Nieźle. - odwróciłam się plecami, żeby zobaczyć cały obraz, jaki sukienka nadawała mojemu ciału. Boże, to sprawiło, że mój tyłek wyglądał całkiem nieźle.
Szybko wyszłam z przymierzalni, by pokazać Mindy jak wyglądam.
- Perfekcyjnie. - uśmiechnęła się.
Okey, muszę przyznać, że jeżeli Mindy mówi, że coś wygląda dobrze, to wygląda dobrze. To znaczy, że naprawdę, finalnie wygląda dobrze.
Po prawie trzech kolejnych godzinach zakupów, zdecydowałyśmy pójść coś zjeść. Byłyśmy na zakupach cały dzień i byłam już głodna. Nie dbając o to, gdzie chciałam iść, zatrzymałyśmy się w Burger King w galerii. Jedyne, co wiedziałam, to to, że mój brzuch potrzebowal jedzenia.
Po zamówieniu naszego jedzenia zajęłyśmy miejsca w pobliżu wyjścia i zaczęłyśmy jeść.
- Więc.. Jak Ci sie podoba Seattle do tej pory? - spytała Mindy, przerywając mi mój burgerowy orgazm.
Szybko połknęłam moje jedzenie, nie przeżuwając go prawidłowo i wzięłam łyk mojej Coli.
- Jest piękne, a ludze tutaj są dość interesujący. - powiedziałam nawiązując do człowieka, którego widziałyśmy chodząc po galerii, w samych majtkach, z tabliczką, na której pisało "rozbiorę się dla piwa." Wciąż zastanawiam się, czy on był tak odważny, żeby to zrobić, lub czy to był żart.
Mindy zachichotała. - Mi też się tu podoba. W przyszłości obie możemy polubić to miejsce jeszcze bardziej.
- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o czym mówiła.
- Załatwiłam nam rozmowy o pracę. Tobie jako asystantkę, a sobie jako księgową.
- Dla kogo?
- Aero Controls.
Zakrztusiłam się moim jedzeniem na jej odpowiedź. - Aero Controls? Czy to nie jest jedna z najbardziej popularnych linii lotniczych w USA?
Przytaknęła.
- Jak załatwiłaś nam te rozmowy?
- Mam znajomości. - mrugnęła.
Nie byłam w nastroju, by pytać skąd ma takie znajomości. Mindy była również bardzo przekonująca, ale to nie to dlaczego nie odrzuciłam jej propozycji- która była bardziej jak stwierdzenie, zrobić, albo umrzeć- Po prostu potrzebuję się czymś zajmować w Seattle. I może bycie tam pomoże mi przestać myśleć o nim tak bardzo... może.
Więc Seattle, mam nadzieję, że przyjmiesz mnie dobrze.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Więc mamy rozdział 2! :)
Jak na razie może być nudno, ale jesteśmy coraz bliżej spotkania Scarlett z rzekomo nieżyjącym Justinem. ;))

Dziękuje, za ostatnie komentarze, ona naprawdę motywują do dalszego tłumaczenia. ♥
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to zapraszam tu. :)
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego twittera gdzie najprościej jest się ze mną skontaktować lub aska.

Rozdziały będą dodawane w każdy piątek.

Do następnego! :)