piątek, 25 kwietnia 2014

5. Five

5. "Może się pani oddalić, panno Jones."

*Scarlett*

To już cały tydzień mojej pracy w Aero Controls, i mogę szczerze powiedzieć, że w miarę mi się tu podoba. W miarę...
Ryan i ja jesteśmy już bliskimi przyjaciółmi. Dzień po dniu jestem coraz bardziej zadowolona z pracy, którą wykonuję. Rachunkowość Mindy idzie jej dobrze, zawsze była dobra w dużych liczbach. Wszystko idzie dobrze, z wyjątkiem Justina...
On nawet nie patrzy w moje oczy. Stara się mnie unikać, używa innych ludzi, aby dostarczyli mi papiery do pracy.
I jego żona.
Oh, okropnie jest wiedzieć, że on ma żonę.
Ona jest suką, jak królowa wszystkich suk. Nienawidzę żyjącego piekła jakim jest.
Część tego może pochodzić z zazdrości, dlatego, że to ona jest żoną Justina, ale ona naprawdę jest wszystkim, o czym powiedziałam. Po prostu nie rozumiem, jak ktoś może się z tym pogodzić.
A dzisiaj będę musiała spędzić większość mojego dnia wpatrując się w nią. Justin postanowił przyjść dzisiaj później, więc ona będzie moim szefem dopóki on tu nie dotrze.
Nie ma mowy, żeby ona miała nade mną władzę.
Dobrze. Tak jest. Nie mam innego wyjścia.
Nareszcie docierając do biura Justina, powoli przekręciłam klamkę drzwi i ujrzałam Alexandrę siedzącą tam i patrzącą na kartki. Spojrzała się na mnie i uśmiechnęła.
- No nareszcie. Miałam zamiar sama je przejrzeć, ale skoro już tu jesteś to Ty to zrobisz.
Ta mała dziwka.
Podeszłam do biurka i wzięłam papiery po czym posłałam jej najbardziej fałszywy uśmiech jaki tylko mogłam.
- Zrobi się, pani Bieber.
Dała mi znak ręką po czym zaczęła coś przeglądać w telefonie.
Przewróciłam oczami i opuściłam pomieszczenie ze stosem papierów, zabierając je na swoje biurko.
Wzdychając, położyłam rękę na kartkach i osunęłam się na krześle, chwilę późnniej zabierając się do pracy.
Gdy pracowałam, papiery przede mną nie były tym, o czym myślałam.
Z przyczyn nie mogłam wyjaśnić, dlaczego Justin ciągle był w moim umyśle.
To nie powinno mieć miejsca, odkąd chciałam żeby odszedł. Odejście byłoby najłatwiejszą rzeczą dla niego.
W moich snach, moim umyśle, moja każda myśl...
Te wspaniałe, orzechow oczy.
Te doskonałe, różowe, pulchne usta.
Te lśniące, brązowe włosy.
To wszystko po prostu ciągle do mnie wraca.To, że kiedyś był mój, a teraz jest tej małej czarownicy.
Jedno pytanie pozostaje. Jedno pytanie, które jest w mojej głowie odkąd zobaczyłam go-- żywego.
Dlaczego? Dlaczego kłamał o umieraniu?
Czy ja naprawdę byłam taka zła, że nie mógł tego dłużej wytrzymać i po prostu skłamał o śmierci?
Śmierć z wszystkich rzeczy.
Boże, jak mogłam być tak okropną narzeczoną?
Czekaj. Scarlett zatrzymaj się. To jego wina, on jest powodem tego wszystkiego.
Może on nie opuścił, chociaż..
Weź się w garść, Scarlett.
Potrząsając głową, wyczyściłam umysł od wszystkich myśli z Justinem i znów zabrałam się do pracy.
To będzie długi dzień.
------------------------------------------------------------------------------------------
- Scar, czekam na Ciebie, więc możemy iść na lunch. Ryan do nas dołączy.
Spojrzałam na zegarek i westchnęłam.
To już trzy godziny mojej pracy z tymi papierami, a to nie jest nawet w połowie zrobione.
Odłożylam mój długopis i położyłam obie ręce na skroniach masując je i głęboko wzdychając.
- Przepraszam, Mindy. Nie mogę. Królowa Suka dała mi te wszystkie papiery i zajmie mi to wieki zanim to skończę. Dołączę do was innego dnia, po prostu nie dziś.
Mindy westchnęła i podeszła do mojego biurka.
- Mogę zostać i Ci pomóc.
- Nie, Mindy. Idź na lunch, dam radę sama.
- Jesteś pewna?
Nie.
- Tak, jestem pewna. - skinęłam głową uśmiechając się do Mindy.
Obeszła moje biurko i przytuliła mnie.
- Powodzenia z diabłem w Pradzie.
Zaśmiałam się z nazwy jaką Mindy dała Alexandrze i ona pocałowała mój policzek wychodząc.
Wstając z miejsca, wyszłam z pomieszczenia i udałam się do korytarza na prawo. Podeszłam do automatu i nacisnęłam numerek by mieć Doritos*.
Nie potrzeba pieniędzy. Bezpłatny automat. Kocham ten budynek.
Gdy maszyna zaczęła pracować, bym po chwili mogła dopaść moje Doritos, ujrzałam kogoś idącego przez korytarz.
Odwróciłam głowę, by zobaczyć Justina, który nawet nie zwrócił uwagi, na to, że tam byłam.
Niewidzialna. Taka teraz dla niego byłam.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszcie.
Zrobione.
Tak.
Dom.
Już. Przybywam.
Chwyciłam stos papierów i --- które były już skończone i gotowe --- i wyszłam z pomieszczenia.
Założę się, że Zła Czarownica Biura-- tak, mamy wiele określeń na Alexandrę --Myślała, że nie będę w stanie tego zrobić. Ale zrobiłam. Tak, jest 23 i jestem w pustym buynku, ale zrobiłam wszystko co musiałam.
Zaczęłam dumnie iść do biura Justina, dopóki się nie potknęłam i nie upadłam, powodując, że wszystkie kartki zaczęły latać.
Nieźle Scarlett.
- Kurwa. - wymamrotałam przed wstaniem, po czym wyprostowałam spódnicę.
Szybko zebrałam papiery z podłogi i znów zaczęłam dumnie iść do biura Justina.
Umieściłam dokumenty na jednej ręce, owijając moje ramię naokoło nich, użyłam mojej wolnej ręki by zapukać do drzwi.
- Proszę wejść. - Usłyszałam głęboki głos Justina.
Otwierając drzwi, weszłam do środka.
Ona była na kolanach Justina.
Szeptała.
Chichotała.
Uśmiechała się.
On. Jest. Mój. Zdziro.
Justin i Alexandra spojrzeli na mnie, powoli ruszyłam w stronę biurka, na którym chwilę później położyłam dokumenty, które spowodowały, że oboje drgnęli. Uśmiechnęłam sie na moje trzy sekundowe zwycięstwo.
Nastąpiła chwila ciszy, gdy Justin na mnie spojrzał, a potem wziął głęboki wdech.
- Może się pani oddalić, panno Jones.
Moje oczy zwęziły się na chamstwo w jego tonie.
Odwracając się podeszłam do drzwi.
Przekręciłam klamkę i wyszłam z biura.
Justin okazał mi brak szacunku. O Boże. On zmienił się w męskiego diabła.
Diabelska Para.
Okey. Nigdy nie spodziewałam się, że to pójdzie tą drogą. Ale to oznacza wojnę. On ledwo uznaje fakt, że jestem gdzieś w pobliżu, kiedy naprawdę stoje z nim twarzą w twarz. Jego miłość do mnie zniknęła. A ja nie zamierzam siedzieć tu, jak samotna dziewczyna w szkole, oglądając go szczęśliwego z jego modelką, żoną.
Tu powinna być zemsta.
Jest tylko jedna rzecz do zrobienia w takiej chwili.
Sklep.

_______________________________________________________________
Doritos

Więc oto nowy rozdział. :)
Justin unika Scar i jest dla niej chamski, ale w kolejnych rozdziałach to się będzie zmieniać.
Ogólnie robi się coraz ciekawiej - tak sądzę. :)
Podoba się wam jak na razie? Jest sens dalszego tłumaczenia?

Do piątku! ♥

piątek, 18 kwietnia 2014

4. Four.

4. Four "Mr. Bieber"

*Scarlett*

Nie potrzebabyło dużo czasu, zanim oczy Justina napotkały moje. Zanim się zorientowałam, szłam w dół korytarza w bardzo szybkim tempie.
Spojrzałam w dół próbując się nie rozpłakać, lecz nie wyszło mi to, gdyż wspomnienia z wypadku samochodowego przejęły mój umysł.
Nagle wpadłam na coś, co myślałam, że jest ścianą, ale wtedy podniosłam wzrok i ujrzałam tors Ryana.
Woah.
Stojąca obok niego Mindy miała bardzo zaskoczony wyraz twarzy.
- Scarlett, co się stało?
Chwyciłam jej ramię i pociągnęłam do najbliższej łazienki. Na szczęście nikogo tam nie było.
- On tu jest! Tu, w Aero Controls! On tu jest! - cicho krzyknęłam.
Szybkość mojego oddechu nie była najlepsza w tym momencie, a moje drżenie nie pomagało.
Mindy podeszła bliżej mnie, umieszczając obie ręce na moich ramionach.
- Uspokój się, Scar. Oddychaj głęboko. Oddychaj głęboko.
Kilka minut zajęło mi uspokojenie się, a następnie spojrzałam na Mindy.
- Justin... on tu jest, on żyje.
- Co? Nie, nie jest, lekarz powiedział, że on nie żyje.
- Lekarz kłamał! Wiem kogo widziałam i ta osoba wyglądała jak Justin.
Nie jestem szalona. Mogłabym wszędzie dostrzec mężczyznę, którego kochałam.
- Scarlett.
Zanim Mindy mogła powiedzieć cokolwiek innego ponownie złapałam jej ramię i wyciągnęłam z łazienki.
- Scarlett, zwolnij. - zawyła Mindy, gdy pociągnęłam ją mocniej
Nie mogę zwolnić, muszę go znaleźć. Teraz.
Przechodząc przez to samo pomieszczenie, poczułam nagły napad dreszczy. Mindy pociągnęła mnie do tyłu i wskazała na Justina, który był całkowicie widoczny przez szklane ściany.
- Cholera. - wyszeptała Mindy.
Skinęłam głową, a moje usta lekko otworzyły się, nie raz spoglądając w tamtym kierunku.
Był z inną kobietą. Jego ręce były owinięte wokół jej talii, a jej ramiona wokół jego szyi. Nie tylko ich uśmiechy i śmianie się ze sobą doprowadziło mnie do szału.Kiedy on ją pocałował, ja byłam na skraju wytrzymałości. I znowu, łzy zaczęły spływać paląc moje gorące policzki, a moja ręka przykryła drżące usta.
Powoli wycofałam się i zaczęłam iść w stronę drzwi prowadzących do wyjścia.
Słyszałam Mindy krzyczącą moje imię, ale zignorowałam ją.
Zaczęłam biec w dół schodów i wyszłam z budynku. Rozglądnęłam się po zatłoczonej ulicy. Szczerze mówiąc nie wiedziałam dokąd idę, ale gdziekolwiek. Gdziekolwiek, byle nie tutaj...
_______________________________________________________________
Wracając z powrotem do mieszkania, otworzyłam drzwi i weszłam zamykając je za sobą. Zrzuciłam te diabelskie obcasy, które sprawiły, że moje stopy bardzo teraz bolały po czym zsunęłam się po drzwiach.
Głęboko wzdychając przemyślałam wszystko, co miało miejsce dzisiaj. Dzisiejszy ranek, gdy moja niepewność przewyżyła nade mną widząc te wszystkie blondynki. Wspaniały uśmiech Ryana, gdy powiedział mi, że dostałam pracę.
Zobaczenie Justina.. żywego. Zobaczenie Justina.. z inną kobietą. Teraz wszytko co widzę to Justin.. w moim umyśle.
Jedna część mnie mówi mi, że nie powinnam się przejmować, ponieważ zasługuję na coś lepszego. Że on nie powinien mnie zostawiać. Że próbowałam, a on nigdy nie doceniał tego, że się wysilałam. Nie byłam jedyną, z która była w błędzie... On też był.
Ale wszystko, co chcę zrobić, to pobiec do niego, przytulić go i pocałować. Pokazać mu całą miłość, której jak myślałam przez ostatnie trzy lata, nigdy mu nie pokazałam.
- Scarett.
Spojrzałam w górę, by ujrzeć Mindy idącą w moją stronę. Uklęknęła i mocno mnie przytuliła.
- O mój Boże! Myślałam, że coś Ci się stało! Nigdy więcej mnie tak nie strasz!
Westchnęłam, a ona spojrzała na mnie i położyła dłoń na moim podbródku podnosząc moją głowę.
- Chodźmy coś zjeść.
Tak, wygryźć moje uczucia.
___________________________________________________________________
- Więc zamierzasz się zwolnić czy..? - zapytała Mindy biorąc kolejny łyk jej koktajlu.
- Zwolnić się? Nawet nie zaczęłam pracować. Nie zwalniam się. Ryan wybrał mnie jako asystentkę dla kogokolwiek. Nawet nie pomyślał dwa razy, chciał mnie. Nie mogę po prostu się zwolnić, i nie zamierzam pozowlić Justinowi stanąć na drodze do mojego szczęścia w Seattle.
- Więc co zamierzasz robić?
Po trzech minutach myślenia, wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na Mindy.
- Zamierzam zostać, żyć nowym życiem. Nie ważne czy będzie w nim Justin czy nie, to tyle.
___________________________________________________________________
Wychodząc z windy uśmiechnęłam się do Mindy i ona zrobiła to samo.
- Powodzenia w pierwszym dniu pracy. - powiedziała Mindy.
- Wzajemnie.
Rozeszłyśmy się w różne strony.
Weszłam do biura Ryana i zapukałam do drzwi, które zostały otworzone chwilę później.
- Scarlett!
- Ryan. - uśmiechnęłam się.
Wyszedł z biura i zaczął iść ze mną
- Więc, prawdopodobnie zastanawiałaś się czyją asystentką będziesz.
- Tak, zastanawiałam się. - odpowiedziałam patrząc na Ryana.
- Cóż, - Ryan zatrzymał się przed drzwiami i powiedział - współwłaściciel Aero Controls.
Cholera, miałam być asystentką współwłaściciela Aero Controls. O nie.
- Powodzenia. - Ryan powiedział otwierając drzwi.
Uśmiechnęłam się do niego zanim weszłam do pomieszczenia i usłyszałam zamykające się za mną drzwi.
Ostrożnie odwróciłam się, modląc o to, by współwłaściciel firmy nie był moim przerażeniem.
Niestety moje modlitwy nie zostały wsyłuchane.
Tam był on, siedzący na fotelu i patrzący mi martwo w oczy.
Justin.
Dlaczego. Ja? Nie.
Dziuro. Otwórz. Się. Proszę.
- Panna Jones.
Bądź silna Scarlett, bądź silna.
Podeszłam do jego biurka i stanęłam tam intensywnie mu się przyglądając.
- Pan Bieber.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Mamy kolejny! :)
Teraz Justin będzie już pojawiał się regularnie w rozdziałach.
Jak wam się podoba? ;)
Nie będę się dzisiaj jakoś rozpisywać, więc na koniec tylko napiszę Wesołych Świąt! ♥

piątek, 11 kwietnia 2014

3. Three.

3. Three. "Wszędzie zauważyłabym te zapierające dech w piersiach, orzechowe oczy.-"

*Scarlett*

Szczerze mówiąc, jestem najbardziej wdzięczną dziewczyną tego ranka. Mindy nie powiedziała mi wczoraj,  że rozmowa będzie dzisiaj i zaczęłam wariować nie wiedząc co ubrać, dopóki nie przypomniałam sobie o sukience z wczoraj.
Myślałam, że ta sukienka wcześniej wyglądała na mnie dobrze, ale dzisiaj jest po prostu.. Boże, czy to za dużo? Mam na myśli, że jest zwykła. Tylko sukienka, czarna marynarka i czarne balerinki.
Co jeśli wszystkie kobiety tam są ubrane w plisowane koszule, marynarki i spódnice? Ich obcasy nie są za wysokie, i ich usta nie są jaskrawoczerwone, ale po prostu jest na nich troche wazeliny? Ich tusz do rzęs nie jest pogrubiający i ciemny, ale lekko nałożony?
W tym momencie chciałam to wszystko z siebie zdjąć, włożyć moje dresy i bluzę, położyć się i oglądając "Adventure Time" jeść tłuste jedzenie przez resztę dnia.
Kiedy to stało się moją jedyną opcją, bardzo dobrze ubrana Mindy weszła do pokoju. Nie miała na sobie marynarki, ani garnituru, miała na sobie piękną, krótką, niebieską, plisowaną sukienkę ze złotym paskiem w talii (tu właśnie zaczynały się plisy).  Miała na sobie czarne buty na płaskim obcasie i małą torebkę, by wszystko współgrało ze sobą. Jej makijaż był lekki, z odrobiną błyszczyku na ustach. Mindy nigdy nie używała tuszu do rzęs, ponieważ jej rzęsy naturalnie były piekne. Plus, ma dołeczki i jasnoniebieskie oczy, czego więcej potrzebowała?  Ona zawsze budzi się rano wyglądając jak bogini a ja jestem tutaj jako straszna chłopczyca. Może to dlatego Justin zawsze musiał spoglądać na inne kobiety. Nigdy nie bułam i nie będę wystarczająco dobra.
- Scarlett? - Mindy dotknęła mojego ramienia. Spojrzałam na nią.
- Tak?
- Co jest?
Głęboko westchnęłam po czym usiadłam na łóżku. - Nie jestem pewna co do tego.
Mindy usiadła obok mnie i spojrzała na mnie, ale ja ani razu nie spojrzałam na nią.
- Co do czego?
- Tego nowego życia w Seattle. Zachowywania się jakby wszystko było po prostu wielką zagadką, która została rozwiązana. Odchodenie od problemów nie zabierze tego strasznego kłucia, które wciąż daje...
- Scarlett, Stratford wywiera na Tobie większość Twoich cennych wspomnień, wspomnień, które nie mogą być zapomniane. Więc oczywiśćie nie spodziewam się, że Seattle zmieni Ciebie, albo to co czujesz.Ale to czas dla Ciebie, by stworzyć nowe wspomnienia. Tak jak powiedziałaś, nowy początek. - Mindy przejechała ręką po moich plecach. Jej jasnoniebieskie oczy i wspaniały uśmiech były bardzo przyjazne, gdy na nią spojrzałam.
Uśmiechając się przytuliłam ją. - Jestem bardzo zadowolona, że Cię spotkałam, Mindy.
- Tak, wiem. - zaśmiała się też mnie przytulając.
Odsuwając się od niej wstałam i podeszłam do dużego lustra.
- Poważnie, w porównaniu do Ciebie, wyglądam jak dziwka.
- Nie wyglądasz jak dziwka, Scar. - wstała i podeszła do mnie, również patrząc na moje odbicie. - Wyglądasz jak seskowna profesjonalistka. To tylko może pomóc w Twojej rozmowie kwalifikacyjnej. - puściła mi oczko opuszczają pokój.
Nowy początek...
______________________________________________________________

Wysiadając z samochodu Mindy byłam gotowa pochylić się przed pięknym widokiem, jaki był przede mną. To było jak miłość od pierwszego wejrzenia.
Ja, Scarlett Jones, jestem gotowa przyznać, że zaczęłam podkochiwać się w budynku.
- Masz zamiar tak stać czy weźmiesz swoją dupę do środka? - zapytała Mindy zanim zaczęła iść w stronę drzwi.
Powoli podążyłam za nią do środka budynku.
Blondynki.
Wiele, wiele blondynek. Długie włosy, krótkie włosy. Brudne, wybielane. Kręcone, proste. Mężczyźni i kobiety.
Blondyni.
Oczywiście, nie wszyscy tutaj byli blondynami, ale jestem pewna, że 90% ludzi w budynku nimi było.
Widok brunetki i dziewczny z włosami w tym samym odcieniu brązowego jak moje uspokoił moje serce.
Zauważyłam również, że strój większości kobiet nie różnił się wiele od mojego. Okey, nie jestem jedyna, ale wydaje mi się, że wyglądały dużo lepiej niż ja.
Patrząc w lewą stronę zauważyłam Mindy przy recepcji. Podbiegłam do niej starając się nie potknąć.
- Mindy Rose. - powiedziała Mindy do rudowłosej kobiety siedzącej przy biurku.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko. - A Ty jesteś..?
- Scarlett-- Scarlett Jones. - odpowiedziałam niebieskookiej kobiecie.
Oczy Chloe (zgadjuę, że tak miała na imię, ponieważ to imię widniało na jej plakietce) przejechały wzdłuż ekranu komputera szukając (jak zgaduję) imienia mojego oraz Mindy.
- Ah. Mindy Rose i Scarlett Jones. - Chloe otworzyła szufladę wypełnioną plakietkami i przeszukiwała ją dopóki nie znalazła dwóch, z naszymi nazwiskami na nich.
- Proszę. Szóste piętro, winda jest po prawej stronie. - powiedziała pokazując w tamtą stronę, po czym dała nam plakietki, które szybko wzięłyśmy.
- Dziękuje. - powiedziałyśmy z Mindy równocześnie.
- Proszę bardzo, miłego dnia.
Udałyśmy się w stronę windy, której drzwi otworzyły się w momencie, w którym tam dotarłyśmy. Dwóch mężczyzn-- bliźniacy, dla dokładności-- ubranych w najlepsze, czarne garnitury, wyszli z windy gdy my do niej weszłyśmy. Odwrócili się i mrugnęłi do nas, po czym ponownie się odwrócili i zaczęli iść w tym samym czasie.
Myślę, że to bliźniacza rzecz.
Mindy nacisnęła przycisk z piętrem, na które musiałyśmy się udać.
Gdy winda pojechała w górę, zaczęłam stukać nerwowo nogą o metalową podłogę.
- Możesz przestać? - zapytała Mindy próbując powstrzymać nerwowość, która w każdej chwili mogła się ukazać.
Od razu przestałam.
Drzwi windy otworzyły się ukazując pomieszczenie wypełnione kobietami i mężczyznami w wieku 18-60 lat, w większości ubranych profesjonalnie.
Mindy śmiało wyszła z windy, a ja po raz kolejny za nią, czując się jak zagubiony szczeniak.
Duży, napakowany mężczyzna, ubrany cały na czarno zatrzymał nas.
Pokazałyśmy mu nasze plakietki, a on skierował nas do poczekalni.
Po chwili on zniknął a nam ukazała się kolejna blondynka. Podeszła do nas, nie raz potykając się na swoich 7 calowych obcasach.
- Mindy i Scarlett? - spytała, patrząc na tabliczkę w jej rękach wypełnionych od dokumentów.
Przytaknęłyśmy, a ona się uśmiechęła.
- Asystentka pana Butlera będzie wkrótce z wami. - powiedziała patrząc w kierunku Mindy. - Sam pan Butler będzie tutaj za 20 minut. Jest bardzo zajęty. - spojrzała na mnie.
Uśmiechnęłam się do niej przytakując, pokazując jej, że zrozumiałam.
Przez następne kilka minut razem z Mindy siedziałyśmy w ciszy, dopóki piękna brunetka z pełnymi, różowymi ustami i oczami niebieskimi jak ocean weszła do pokoju.
- Mindy? Mindy Rose?
Mindy wstała i odwróciła się w moją stronę. Polchylając się by mnie przytulić uśmiechnęła się po czym z powrotem wyprostowała. - Życz mi szczęścia.
- Powodzenia. - uśmiechnęłam się.
Gdy zostałam sama, zaczęłam myśleć nad tą rozmową kwalifikacyjną.
Kim jest Pan Butler?
Jest stary czy młody?
Czy on w ogóle jest przyjazny?
Polubi mnie?
Były tylko dwa sposoby przeprowadzenia tej rozmowy. Bardzo dobrze albo mój tyłek zostanie wykopany z jego biura.
Drzwi, nad którymi był napis "wyjście" po prostu krzyczały do mnie bym do nich podeszła.
Właśnie, kiedy akurat miałam zamiar to zrobić, drzwi otworzyły się, ukazując  blondyna z jasnoniebieskimi oczami. Co jest z tym budynkiem i niebieskookimi blondynami?
Jego włosy miały kolor brudnego blondu, dopełniały każdą z rys jego twarzy. Miał na sobie białą koszulę z podwiniętymi rękawami, a pierwsze guziki były odpięte i odsłaniały jego klatkę piersiową. Na jego szare spodnie i czarne, błyszczące buty był nieco ograniczony widok.
Mężczyzna, który jak zgaduję był Panem Butlerem podszedł do mnie.
- Dzień dobry, panno Jones. - powiedział wyciągając ręke w moją stronę, by ją uścisnąć.
Szybko wstałam i uścisnęłam jego dłoń, nie raz nawiązując kontakt wzrokowy.
- Dzień dobry, Panie Butler.
- Oh, proszę. Mów mi Ryan. - lekki uśmiech pokazał się na jego twarzy.
- Chodźmy do mojego biura. - Ryan podszedł do drzwi i otworzył je dla mnie.
Weszłam do środka, a on za mną po czym wyprzedził mnie i poprowadził do swojego biura.
Gdy weszliśmy do środka potrzebowałam kilku sekund na ogarnięcie wzrokiem całego pomieszczenia.
Przed nowoczesnym, czarnym biurkiem było okno od podłogi do sufitu, które ukazywało niesamowity widok na Seattle.
- Wiem, że jest wspaniały. - powiedział Ryan zanim podszedł do biurka, na którym później usiadł.
Wow, nie spodziewałam się, że takie cos dzieje się na rozmowach kwalifikacyjnych.
- Chodź, usiądź.
Podeszłam do biurka i usiadłam na krześle, z którego miałam na niego dobry widok.
- Więc, tu jest napisane, że pracowałaś w agencji nieruchomości oraz agencji reklamowej. - Ryan patrzył na kartkę papieru, na której prawdopodobnie znajdował się mój życiorys.
Jak on go dostał? Nie mam pojęcia.
Czekaj, nie. Mindy.
- Tak. - przytaknęłam.
Odłożył moje CV i spojrzał na mnie. - Dlaczego przyszłaś tutaj, do Aero Controls?
To było trochę nagłe pytanie, ale za to było rozsądne.
Nawet nie wiedziałam, dlaczego rozmawiałam z tym chłopakiem o dostaniu pracy tutaj.
Mogłam jedynie powiedzieć, że nie wiem. Jak dziwnie wyglądałam?
- To poytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć.
Ryan zmarszczył brwi. - Co?
- Szczerze mówiąc nie wiem. Mam na myśli, jestem w Seattle jeden dzień, a Mindy załatwiła tą rozmowę dla mnie, nie wiem jak. To brzmiało całkiem dobrze, więc postanowiłam spróbować.
- Mmmhmmm...
Zatapiając się w miękkim fotelu poczułam zakłopatanie przechodzące przez moje ciało, z powodu mojej idiotycznej odpowiedzi.
- Czy Ty chociaż lubisz samoloty?
Dziecinne pytanie. Głupie pytanie, ale robie wszystko by wyjść z kłopotliwej sytuacji.
- Tak. - odpowiedziałam siadając prosto. - Zwłaszcza, że straciłam dziewictwo w jednym.
Zaśmiałam się, jednak szybko przestałam patrząc na poważną twarz Ryana.
Ryan przechylił głowę posyłając mi zdziwione spojrzenie.
Znów zaczęłam zatapiać się w fotelu, mentalnie błagając by czarna dziura otworzyła się tutaj i wessała mnie do środka.
Jedna minuta...
Dwie minuty...
Trzy minuty...
Nic.
Dlaczego nie mogłam po prostu siedzieć cicho? Ugh.
- Żartowałam. - wymamrotałam.
Cichy chichot wydobył się z ust Ryana, a gdy na niego spojrzałam, dostrzegłam, że się uśmiechał.
- Lubię Cię.
- Dziękuje. - w tym momencie byłam przekonana, że moje policzki były tak czerwone jak moje usta.
- Okey, będziesz w stanie wykonywać pracę?
- Mam nadzieję, że będę przewyższać Twoje oczekiwania. - to brzmiało jakby z podtekstem seksualnym.
- Jesteś bardzo przekonująca, panno Jones.
- Moje czyny mówią głośniej, niż moje słowa. I proszę, mów mi Scarlett. - uśmiechnęłam się.
- I znowu, bardzo przekonująca. Masz tą pracę.
- Co? Mówisz poważnie?
- Czy nie wyglądam poważnie?
Przytaknęłam.
- Więc, tak. Jestem poważny. - Ryan uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Czy w Seattle łatwo dostać każdą pracę?
- Nie, tylko kiedy jesteś tak fajnym człowiekiem, jak ja.
Zaśmiałam się.
- Mam nadzieję, że Twoja przyjaciółka też dostanie pracę. Pójdę powiadomić moją asystentkę.
- Okey. - skinęłam głową.
Wsta ł i ruszył do drzwi po czym otworzył je i przytrzymał dla mnie. Wyszliśmy razem, a on zatrzymał mnie. - Rozejrzyj się naokoło. Pójdę poszukać Twojej przyjaciółki.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć on odszedł.
Powoli obeszłam dookoła bardzo zaludnione piętro, wypełnione wieloma biurami i wieloma ludźmi, chodzącymi wokoło, próbującymi osiągnąć swój cel.
Odwróciłam się, by zobaczyć pokój konferencyjny i natychmiast zamarłam. Całe moje ciało zdrętwiało, a mój oddech przyspieszył. Moje serce było gotowe by wystrzelić w moje ciało, przez gardło, do ust.
To był on.
Wszędzie zauważyłabym te zapierające dech w piersiach, orzechowe oczy.
Justin.

************************************************************
Mamy 3 rozdział!
Scarlett dostała pracę i jak się okazuje, będzie pracowała z Justinem, który rzekomo nie żyje.
Justin po raz pierwszy w opowiadaniu odezwie się dopiero w rozdziale 5. :( więc czekamy.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. :)

Dziękuje za komentarze, to naprawdę motywuje. ♥
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to zapraszam tu. :)
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego twittera lub aska.

Chciałabym zobaczyć ile osób to czyta, więc jeśli czytasz -> zostaw komentarz. :)

Kolejny już w piątek!



piątek, 4 kwietnia 2014

2. Two

2. Two. "Więc, Seattle.. Mam nadzieję, że przyjmiesz mnie dobrze-".

*Scarlett*

Nie zamierzam udawać, Seattle jest jednym z najpiękniejszych miejsc, w jakim kiedykolwiek byłam.
Obecnie rozpakowywałam moje rzeczy, miałam wystarczająco dużo odpoczynku podczas lotu, więc byłam dosyć pobudzona, tym bardziej, że było dopiero południe. Moje ubrania były już na swoim miejscu. Szafa była dużo większa, niż potrzebowałam, ale hej, to może się przydać.
Rozejrzałam się po moim nowym pokoju - który był teraz w plakatach Blood On The Dance Floor - i uśmiechnęłam się. Wtedy spojrzałam z powrotem do mojej walizki, by zobaczyć pudełko - to pudełko. Pudełko, w którym miałam wszystkie moje cenne rzeczy, moje największe sekrety i rzeczy tego rodzaju. Wzięłam głęboki oddech, otworzyłam pudełko i zaczęłam przeglądać rzeczy w nim. W końcu natknęłam się na moje najgłębsze wspomnienia.  Chwyciłam stos zdjęć, moich i Justina i zaczęłam je przeglądać.
Od naszego tańca w dziewiątej klasie, kiedy byłam jego randką do oświadczyn. Wszystkie były tutaj, zachowane w pudełku, którego nie odważyłam się otworzyć przez trzy lata. To po prostu bolało za bardzo. Jestem powodem, dla którego on teraz nie żyje i moje serce boli na wsponienia o tamtej jeździe samochodem. Pozwoliłam mojej zazdrości ze mną wygrać. Teraz go nie ma. Dlaczego ja nie mogłam być tą, która umarła?
Moje oczy zrobiły się mokre na niezapomniane wspomnienia w mojej głowie. Oddechy, które wychodziły z moich ust stały się nierówne, a moje serce się rozsypało. To było zbyt wiele.
- Scarlett. - usłyszałam głos wołający moje imię. Mindy.
Odwróciłam się, zdjęcia wciąz były w moich rękach i wtedy Mindy przyszła. Posłała mi zdziwione spojrzenie, dlatego że płakałam i wtedy spojrzała na moje ręce.
Głęboko westchnęła i podeszła do mnie, zabierając mi zdjęcia.
Mindy nienawidziła kiedy płakałam z powodu Justina. Myślę, że mój ból bolał również ją. Zawsze starała się mnie przekonać, że to nie była moja wina, ale nie mogłam się zmusić, żeby myśleć inaczej.
Przytuliła mnie pocierając dłonią moje plecy, by uspokoić mój oddech.
- Jest w porządku Scarlett, jest dobrze.
- To wszystko moja wina.
-Nie, nie jest! Przestań tak mówić. Byłaś zraniona, a jedyna rzecz, o której myślałaś to Twoje złamane serce.
Nie zareagowałam.
- Hej, co powiesz na wyjście gdzieś? Dopiero przyjechałyśmy i jestem ciekawa centrów handlowych w Seattle.
Nie mogłam zrobić nic innego, jak zachichotać na Mindy, która zawsze chce iść na zakupy i mam na myśli zawsze. Połowę kalorii, które dziennie spala to prawdopodobnie przez chodzenie po galeriach.
- Weź swoją kurtkę i idziemy! - Mindy stała już przy drzwiach.
Westchnęłam i wzięłam kurtkę z mojego łóżka, po czym opuściłam pokój.
______________________________________________________________________________

- O mój Boże! Czy to nie wyglądałoby dobrze na Tobie? - Mindy trzymała krótką, jedwabną, czerwoną sukienkę. Ta sukienka była idealna- dla Angeliny Jolie. Nie mam ciała do tej sukienki.
- Mindy, moje ciało nie jest wystarczająco dobre do tej sukienki.
Poważna mina od razu pojawiła się na twarzy Mindy. - Obydwie wiemy, że to nie jest prawda. Masz ciało modelki. No dalej, przymierz ją dla mnie. Proooooooooszę.
Przewróciłam oczami i chwyciłam sukienkę  powodując tym samym uśmieszek zwycięstwa na twarzy Mindy. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to ona będzie o tym mówila przez następny miesiąc.
Idąc do przymierzalni zamknęłam za sobą drzwi, po czym zaczęłam ściągać moją koszulkę i spodnie. Szybko wsunęłam na siebie  sukienkę, którą Mindy dla mnie wybrała i przejrzałam się w lustrze.
- Nieźle. - odwróciłam się plecami, żeby zobaczyć cały obraz, jaki sukienka nadawała mojemu ciału. Boże, to sprawiło, że mój tyłek wyglądał całkiem nieźle.
Szybko wyszłam z przymierzalni, by pokazać Mindy jak wyglądam.
- Perfekcyjnie. - uśmiechnęła się.
Okey, muszę przyznać, że jeżeli Mindy mówi, że coś wygląda dobrze, to wygląda dobrze. To znaczy, że naprawdę, finalnie wygląda dobrze.
Po prawie trzech kolejnych godzinach zakupów, zdecydowałyśmy pójść coś zjeść. Byłyśmy na zakupach cały dzień i byłam już głodna. Nie dbając o to, gdzie chciałam iść, zatrzymałyśmy się w Burger King w galerii. Jedyne, co wiedziałam, to to, że mój brzuch potrzebowal jedzenia.
Po zamówieniu naszego jedzenia zajęłyśmy miejsca w pobliżu wyjścia i zaczęłyśmy jeść.
- Więc.. Jak Ci sie podoba Seattle do tej pory? - spytała Mindy, przerywając mi mój burgerowy orgazm.
Szybko połknęłam moje jedzenie, nie przeżuwając go prawidłowo i wzięłam łyk mojej Coli.
- Jest piękne, a ludze tutaj są dość interesujący. - powiedziałam nawiązując do człowieka, którego widziałyśmy chodząc po galerii, w samych majtkach, z tabliczką, na której pisało "rozbiorę się dla piwa." Wciąż zastanawiam się, czy on był tak odważny, żeby to zrobić, lub czy to był żart.
Mindy zachichotała. - Mi też się tu podoba. W przyszłości obie możemy polubić to miejsce jeszcze bardziej.
- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o czym mówiła.
- Załatwiłam nam rozmowy o pracę. Tobie jako asystantkę, a sobie jako księgową.
- Dla kogo?
- Aero Controls.
Zakrztusiłam się moim jedzeniem na jej odpowiedź. - Aero Controls? Czy to nie jest jedna z najbardziej popularnych linii lotniczych w USA?
Przytaknęła.
- Jak załatwiłaś nam te rozmowy?
- Mam znajomości. - mrugnęła.
Nie byłam w nastroju, by pytać skąd ma takie znajomości. Mindy była również bardzo przekonująca, ale to nie to dlaczego nie odrzuciłam jej propozycji- która była bardziej jak stwierdzenie, zrobić, albo umrzeć- Po prostu potrzebuję się czymś zajmować w Seattle. I może bycie tam pomoże mi przestać myśleć o nim tak bardzo... może.
Więc Seattle, mam nadzieję, że przyjmiesz mnie dobrze.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Więc mamy rozdział 2! :)
Jak na razie może być nudno, ale jesteśmy coraz bliżej spotkania Scarlett z rzekomo nieżyjącym Justinem. ;))

Dziękuje, za ostatnie komentarze, ona naprawdę motywują do dalszego tłumaczenia. ♥
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to zapraszam tu. :)
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego twittera gdzie najprościej jest się ze mną skontaktować lub aska.

Rozdziały będą dodawane w każdy piątek.

Do następnego! :)