sobota, 3 maja 2014

6. Six.

6."Co się stalo? Kot zjadł Ci język?"

*Justin*

Alexandra była dzika zeszłej nocy. Była szczęśliwsza niż zywkle, nie zabierała ze mnie rąk i trzymała mnie całą noc.
To jest powód tego, że teraz budzę się jak zombie.
Nareszcie dostając siły wyszedłem z łóżka i szybko udałem się do łazienki.
Zacząłem moją poranną rutynę mycia się, byłem pod pryszniecem i myślałem o niej, nie więcej niż dziesięć minut.
Cały tydzień jedna osoba wypełniała mój umysł bardziej, niż kiedykolwiek.
Scarlett.
Każdego dnia, przez dwadzieścia cztery godziny, tysiąc czterysta czterdzieści minut, osiemdziesiąt sześć tysięcy czterysta sekund - Scarlett, Scarlett była w moim umyśle.
Wstydzę się powiedzieć, że zeszłej nocy to nie były ciemnobrązowe włosy, które widziałem rozłożone na poduszkach, gdy pochylałem się by pocałować moją żonę, to były jasnobrązowe włosy, które były w mojej głowie. Perfumy Alexandy, Coco Chanel nie docierały do mojego nosa, nie. Perumy Victoria's Secret Pink to zrobiły.
Wziąłem długie spojrzenie na obraz, który chciałem przed sobą.
Tak bardzo pragnąłem przycisnąć swoje usta mocno do jej.
Nie mogę winić za to nikogo oprócz siebie, ale to się stało bardzo trudne, żeby pokonać ochotę owinięcia moich ramion naokoło niej i dać jej najbardziej namiętny pocałunek mojego życia.
Odrywając się od moich myśli, spojrzałem w dół by ujrzeć bardzo widoczną już erekcję, która była ciężka do zakrycia.
Boże, mam przejebane.
_______________________________________________________________
Przeglądając strony tego słownika, jak umowy, położyłem nerowo pióro na biurko.
Dzisiaj jest moje pierwsze spotkanie z moją nową asystentką będącą ze mną.
Wszystkie inne asystentki robiły to dobrze, mam nadzieję, że ona też. Przechodzenie przez kilka porad i zasad z Scarlett mogłoby być bardzo przydatne. Ale nigdy nie mogłem wziąć mojego wstydliwego "ja" by patrzeć na nią dłużej niż minutę.
Moje oczy były wciąż na kartce, gdy usłyszałem otwierające się drzwi. Ciepło wzrosło, gdy osoba zbliżyła się do mnie.
- Dzień dobry, panie Bieber.
O cholera.
Powoli podniosłem oczy, by ujrzeć Scarlett, stojącą tam w najseksowniejszej sukience, jaką kiedykolwiek widziałem. Jej włosy były idealnie zakręcone, ułożone na jej ramionach i plecach. Przez to, na jak wysoką wyglądała, zgaduję, że jej szpilki miały minimum 6 cali.
- Dz-dzień dobry, panno Jones.
Moje oczy zjechały w dół jej ciała, a mój mały przyjaciel nie chciał się zatrzymać, gdy spojrzałem na część jej sukienki, która była wycięta w jednym miejscu, ujawniając część jej idealnie okrągłych piersi.
- Słyszałam, że mnie potrzebujesz.
Moje oczy szybko spojrzały w górę, gdzie zobaczyłem uśmieszek przyklejony do jej twarzy.
Pieprzony, złośliwy kutas.
- U-um ta-tak... Nasz-uh..
- Co się stało? Kot zjadł Ci język?
Złośliwa. Ona jest kurwa złośliwa.
- Trudno mi się skupić, kiedy Twoje ciało jest na pełnym ekranie dla moich oczu. - rzuciłem znikąd.
Czy ja naprawdę tak powiedziałem? Przejebane, przejebane.
- Przepraszam panie Bieber?
- Nie, nic. Nasze pierwsze spotkanie razem jest za dziesięć minut. Spodziewam się Ciebie w sali konferencyjnej, przygotowanej.
- Oh, będę przygotowana. - powedziała Scarlett uwodzicielsko, zanim wyszła z mojego biura.
Tak szybko jak stąd wyszła, spojrzałem na swóje spodnie.
Znowu. Tak bardzo przejebane.
___________________________________________________________
Dziesięć minut.
Dziesięć przeklętych  minut. Tyle czasu zajęło mi uspokojenie wzwodu, jaki Scarlett dała mi dwadzieścia minut temu. I teraz jestem tu, muszący siedzieć obok niej, słuchając debaty na temat projektowania samolotów.
I oczywiście, ona była częścią tego.
Scarlett była przebojowa. To nie był jej sposób. To było po prostu "Mam zamiar upewnić się, że będzie jak najlepiej."
- Nie ma powódu, dla którego samolot nie mógłby być czerwony i niebieski! To nie jest szkodliwy, ani naruszający przepis. Ta linia lotnicza ma taką samą konstrukcję, odkąd została wybudowana, i robi się nieznośnie prosta i nudna. Wiele linii lotniczych zmieniło kolor. Dlaczego my nie możemy? - Zdeterminowany głos Scarlett wyrwał mnie z moich myśli.
Ona teraz stała, pochylając się lekko do przodu, tym samym dając mi lepszy widok na jej tyłek. Tak bardzo jak próbowałem spojrzeć gdzie indziej, moje oczy powracały na jej tyłek. I po raz trzeci dzisiaj, mój członek postanowił uderzyć.
- Czy chce się pani ze mną kłócić, panno Jones? - pan Perez -kolejny szef tej firmy- warknął.
- Ja? Kłócić? Oh nie, wręcz przeciwnie panie Perez. Ja się nie kłócę. Ja po prostu delikatnie próbuję wytłumaczyć, że mam rację, a pan nie. - Scarlett odpowiedziała zaskakująco spokojnym głosem.
- Przepraszam?! Jesteś w tej firmir dopiero od tygodnia-
- Wystarczy! - pan West- oficjalny właściciel firmy (tak, jestem właścicielem tej firmy, ale on oficjalnie nie jest na emeryturze, to dość skomlikowane)- krzyknął.
- Porozmawiamy o tym później, choć panna Jones przedstawiła bardzo dobry punkt widzenia. Wystarczy, koniec spotkania. - powiedział pan West zanim opuścił pomieszczenie, a wraz znim każda inna osoba przebywająca w sali konferencyjnej.
Pan Perez spiorunował Scarlett wzrokiem, co ona przyjęła z uśmieszkiem, po tym on odszedł.
Scarlett zaczęła zbierać swoje rzeczy, przygotowując się do wyjścia.
- Wciąż jesteś tak przekonująca, jak byłaś trzy lata temu, jak widzę.
Tak szybko jak  te słowa opuściły moje usta, Scarlett zamarła w miejscu i powoli się odwróciła.
- Wciąż mówisz nieodpowiednie rzeczy w nieodpowiednim czasie, jak widzę.
W tym zdaniu była groźba. Czułem to.
Po krótkiej chwili ciszy spojrzała w dół, a następnie na mnie, z lekkim uśmiechem.
- Wydajesz się mieć tam małą sytuację.
Scarlett położyła dłoń na moim wybrzuszeniu i potarła je przez materiał, który chciałem by ze mnie zdarła.
Pochyliła się do mojego ucha, wciąż pocierając, co spowodowało u mnie jęk. Jej ciepły oddech napotkał moją szyję, gdy chciała coś powiedzieć. Moje oczy powoli zamknęły się, gdy poczułem ją tak blisko siebie.
- Powinieneś poprosić swoją żonę, by coś z tym zrobiła. - szepnęła Scarlett, zmuszając mnie do otworzenia oczu.
Szybko się do mnie uśmiechnęła po czym wzięła swoje rzeczy zanim wyszła z pomieszczenia.
Cholera.
Ryan jest martwy, tak cholernie martwy.
__________________________________________________________________________
Wychodząc z biura zostałem powitany przez wielu, różnych pracowników, podczas ich drogi do wyjścia z budynku.
Robiło się późno, ale większość pracowników zazwyczaj zostawało dłużej w czawartkowe wieczory- ponieważ wielu z nich miało plany na piątek.
Nareszcie docierając do biura Ryana, otworzyłem drzwi bez pukania.
I tam był on, rozmawiający z Scarlett.
On naprawdę powinien nauczyć się zwalniać ludzi.
Scarlett i Ryan odwrócili się by spojrzeć na mnie, gdy do nich podszedłem.
- Ryan... Panna Jones.
- To będzie tylko minuta. - powoli powiedział Ryan do Scarlett.
- Nie, i tak już wychodziłam. Jest okey. - pocałowała Ryana w policzek zanim odwróciła się w moją stronę.
- Panie Bieber. - skinęła głową zanim wyszła z biura.
- Co to do cholery było? - krzyknąłem, gdy drzwi zamknęły się.
- Co było?
- Ona pocałowała Cię w policzek.
- Yeah? Więc? To był tylko przyjacielski gest. - wyjaśnił Ryan jakby to nic nie znaczyło. On doskonale wiedział, co robi.
- Tak, z pewnością. Dlaczego w ogóle dałeś jej tu pracę? Wiedziałeś co zaszło między nami, i z wszystkich ludzi, którzy chcieli tę pracę Ty wybrałeś ją?!
Ryan uśmiechnął się podchodząc do swójej półki z książkami.
- Uważam, że jest interesująca.
- Nie rób tego, Ryan! Jaki do cholery jest Twój problem? Wiesz jak to na mnie wpłynie.
Ryan zatrzymał się i odwróci patrząc na mnie.
- Jak to na Ciebie wpłynie? Jak to na Ciebie wpłynie, Justin? Co z tym, jak trzy lata uważania Cię za zamrłego wpłynęły na nią? Scarlett ma złamaną duszę przez Ciebie. Teraz masz prawo mówić o tym, jak to na Ciebie wpłynie? Nie rozumiesz, jak samolubny jesteś teraz? Upozorowałeś śmierć, by uciec przed cudowną kobietą jaką jest, i teraz jesteś zły, ponieważ ona pocałowała mnie w policzek?! Ty to spowodowałeś, nie ja, nie ona, nie nikt inny, ale Ty!
Ciężko przełknąłem ślinę, gdy Ryan do mnie podszedł.
- Słuchaj stary, jesteś moim przyjacielem. Scarlett była Twoją dziewczyną, nie mam żadnych intencji wobec niej, jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Ale Ty, mój przyjacielu, jesteś draniem.
- Nie sądzisz, że ja już to wiem?
- Więc udowodnij, że to wiesz. Pokaż, że błąd, który popełniłeś był zły. Pokaż, że wiesz, że zrobiłeś błąd.
Westchnąłem przeczesując ręką włosy.
- To niemożliwe. Ona mi nie wybaczy. Ja sobie nie wybaczę.
- Nic nie jest niemożliwe. Po prosu zacznij miło i powoli. Zacznij od podstawowych rzeczy, które w Tobie lubiła. Wygląd? Charakter? Nie wiem. Po prostu nie spiesz się z mówieniem "kocham Cię" lub "nie powinienem tego robić". To nie działa.
Ryan zabrał swój płaszcz z wieszaka w jego biurze i ponownie podszedł do mnie.
- To wszystko, co mogę Ci dać. Reszta zależy od Ciebie. Powodzenia. - poklepał mnie po ramieniu i nic więcej nie mówiąc opuścił pomieszczenie.
Biorąc głęboki wdech, usiadłem na biurku i zacząłem intensywnie myśleć.


------------------------------------------------------------------------
Jest 6!
Przepraszam, że rozdział nie pojawił się wczoraj, ale jest majówka i nie miałam za bardzo czasu.

Nareszcie mamy rozdział z punktu widzenia Justina. :)
Trochę się działo w tym rozdziale... Scarlett i Justin w sali konferencyjnej. fghdsghjdsg *-*

Mam nadzieję, że się podoba. Mi wyjątkowo ciężko się tłumaczyło. ;-;
Czekam na komentarze z opiniami o rozdziale. :)

Do następnego! ♥





2 komentarze:

  1. dzięki za przypomnienie, tak na samym początku xd Jezu kjghdkfghdkautjf hahaha trzy razy XD gdybyś ty mnie teraz widziała. ten rozdział jest genialny. śmieję się z mojej głupoty, ty też powinnaś. KOCHAM.TEN.ROZDZIAŁ.
    brak słów. hyhyhy czekam na kolejny. ej, nie umiem sklecić normalnego komentarza, czy to bardzo źle? dfkjghhj ktoo nie musi czekać na rozdział do piątkuuu? tak, jaram się. hyhyhy czekam. Twoja Saaabii <3

    OdpowiedzUsuń
  2. tak bardzo podoba mi się zachowanie Scarlett w tym rozdziale :)
    denerwuje mnie to, że nadal nie wiem czemu Justin upozorował swoją śmierć..
    uwielbiam twoje tłumaczenie i nie rozumiem czemu masz tak mało komentarzy pod rozdziałami

    OdpowiedzUsuń